Noc, cicha i ciemna noc. Dla niektórych jest błogą istotą do
której można uciec po całym dniu, a dla niektórych jest po prostu porą i czasem
na sen. Dla Atasuke ta noc była męczarnią. Nie mógł zasnąć, wiercił się w łóżku
i co chwila spoglądał na maskę, która nadal leżała na podłodze. Czasem coś do
niej zabluźnił, czasem po prostu odwrócił się w druga stronę, by na nią nie
patrzeć. On został Sensinoshi? Słyszał tylko o bogach śmierci, czyli Shinigami.
I co niby ten Hiro miał na myśli z tymi problemami? Tysiące zmartwień i pytań
kłębiło się w jego głowie.
Księżyc oświetlał
twarz chłopaka, który coraz bardziej zatracał się w paranojach związanych z
maską. W końcu nie wytrzymał, zerwał się krzyknął:
- Cholera jasna!
Spojrzał na maskę, która chytrze się do niego uśmiechała.
Postanowił sobie, że raz się żyję, jednym ruchem wziął maskę i zaczął się w nią
wpatrywać:
- Nie wierzę w to.
Ale i tak chciał spróbować. Siedząc na łóżku powoli
przysuwał maskę do twarzy, czy się bał? W pewien sposób tak. W końcu nałożył
maskę na twarz. Poczuł jak moc przenika do niego, że ma potęgę. Czuł też, że on
sam się zmienia. Czuł jednak pewien opór do całkowitej mocy. Zdał sobie sprawę
że ciężko mu jest kontrolować Waru, że musi się do tego mocno skupić. Maska
przyległa do jego twarzy. Wstał i obejrzał się dokładnie, na sobie miał czarny
strój, przepasany białymi pasami. Przy prawym boku miał czarną katanę. Sięgnął
po lusterko stojące na biurku i przejrzał się w nim. Wyglądał w masce bardzo
groźnie, jego oczy stały się żółte jak u bestii, a jego włosy jak zwykle były potargane. Wyglądał trochę jak japoński samurai.
- Cholera jasna, to prawda…- mruknął.
Chciał przetestować swoje możliwości, podszedł do okna i
otworzył je. Zimny wiatr dmuchnął mu w twarz. Atasuke wyskoczył prze okno, o
dziwo umiał latać…
Uniósł się wysoko
ponad dachy domów i korony drzew. Przez chwilę panikował, ale szybko się
przyzwyczaił do tej przyjemnej umiejętności. Leciał ponad miastem, w pewien
sposób szczęśliwy, że spróbował. Że zaryzykował. Chciał sprawdzić jeszcze jedną
rzecz. Wyjął katanę z pokrowca i dokładnie ją obejrzał. Ostrze było wręcz
idealnie ostre, na pewno przepełnione dziwną mocą. Poczuł, że potrafi nią
walczyć, chociaż nigdy nie trzymał tego pięknego narzędzia. Chciał wypróbować
swoją moc, mocno się skupił, w jego ręku zaczęła tworzyć się czarna kula
energii. Rzucił nią. Przeleciała może 100m i wybuchła potężną mocą. Atasuke
spojrzał na swoją dłoń z niedowierzaniem:
- Wow..- wyjąkał.
Otrząsnął się, schował katanę i zaczął znów lecieć. Ta noc
coraz bardziej mu się podobała.
Stracił poczucie
czasu, chociaż znał dokładną godzinę. Uznał, że nocą jego miasteczko było
piękne, zwłaszcza morze i plaża. Zamknął swoje żółte oczy i odetchnął głęboko,
powietrze było zimne i ostre. Nie przeszkadzało mu to, a nawet pasowało. Maska
ani trochę mu nie przeszkadzała, była wygodna. Była jego częścią. Lecz nagle
zaczęła pękać, najpierw były to malutkie ryski, ale się powiększały. Atasuke usłyszał
ten charakterystyczny dźwięk pękania. Maska się rozsypała. Czyli to były te
problemy…
Chłopak poczuł
ukłucie w sercu i zaczął spadać z potworną szybkością. Wiedział, że tego nie
przeżyje, był za wysoko, nie krzyczał jednak. Z impetem uderzył o ziemię, w
betonowym deptaku zrobiła się dziura w której teraz leżał Atasuke. Żył. Był
obolały ale żył, nawet nie miał nic złamanego. Chwiejnie podniósł się i
przetarł ręką twarz:
- Cholera jasna… Umarłem? Dlaczego ja żyję?
Chłopak wiedział, że rano będzie miał siniaki, ale to by
było na tyle. Obejrzał się dookoła, był on, dziura i pusta plaża. Obejrzał się
dokładnie, w poszukiwaniu jakiś ran. Znów był ubrany tak jak przed włożeniem
maski, znów miał krótkie włosy. Ale co z maską? Czy to był koniec? Czy rozsypała
się na zawsze?
- Hiro mówił, że mogę mieć problemy… I że mam łapać kawałki…
Znów rozejrzał się dokładnie, w poszukiwaniu chociaż jednego
kawałeczka. Jest! Znalazł! Szybko do niego podbiegł i wziął go w rękę.
Przyglądał się mu uważnie:
- I co ja mam kurwa teraz z tym zrobić?!
Odetchnął głęboko i schował kawałek do kieszeni. Ta noc znów
stała się przekleństwem…
Dlaczego maska się
rozsypała? Wiedział jedno i to było czystą prawdą. Waru był dla niego zbyt
potężny, nie dawał rady kontrolować tego ducha. Wytrzymał tylko 61min. A co
będzie, jak będzie walczył? Wtedy na pewno nie będzie potrafił się skupić.
Zabiją go, a on nie wypełni swojego zadania, z którym już się pogodził. Doszedł
do domu i cicho wszedł przez drzwi. Potem na palcach wszedł na górę. Zajrzał
jeszcze do pokoju siostry, by upewnić się czy wszystko jest dobrze. Zawsze tak
robił, nie wiedział dlaczego. Dziewczyna smacznie spała i mruczała coś przez
sen. Chłopak uśmiechnął się i podreptał do swojego pokoju. Spokojnie usiadł na
łóżku i zdał sobie sprawę, że bardzo łatwo wkraść się do jego domu. Wyjął
odłamek maski z kieszeni i obejrzał go:
- Co teraz będzie?- szepnął.
Zamknął oczy i mocno się skoncentrował, przed oczami pojawił
mu się Waru. Jego twarz była taka sama jak maska, chytra i złośliwa. Jego ciało
przypominało czarnego, wychudłego demona. Duch uśmiechał się do niego.
- Jesteśmy jednym!- krzyknął.
Atasuke szybko otworzył oczy, nie chciał go już więcej
widzieć.
Maska zaczęła się
odnawiać, był to niezwykły widok. Chłopak wiedział, że znów mógł ją włożyć i
iść polatać. Ale zżerał go niepokój, a jeśli ktoś go zaatakuje? A jeśli po 61
minutach znów straci kontrolę? Na pewno by stracił. Rzucił maskę na biurko i
położył się na łóżku:
- Zasrana maska, zasrany Waru, zasrani Sensinoshi. Zasrany
ja!
Odwrócił się do okna i przykrył kołdrą. Nie zważał na to, że
jest w ubraniu dziennym. Zamknął oczy, nie widział już Waru. Cieszył się z
tego, nie zamierzał go widzieć, ale wiedział że duch jest w nim i w masce.
Wiedział, że musi być lepszy. Na początek musiał popracować nad koncentracją.
------
Z tego miejsca chcę przeprosić Atasuke, że na początek tak walnęłam nim o ziemię XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz