17. Biwak



Od pierwszego treningu minęły jakieś dwa tygodnie, w tym czasie wiele też się działo. Atasuke nauczył się sporo nowych rzeczy i trochę przypakował, Eri opanowała kilka zaklęć, Kaz nauczył się używać swojej mocy. Wydawało się, że wszystko idzie dobrym torem, blondyn potrafił odnawiać swoją broń, znikać nagle i równie szybko się pojawiać, wymyślił też sporo nowych ruchów.
Lecz Akushi też działali pełną parą, nie zostawali w tyle nawet o krok, doskonaląc się. A Pierwszy planował, planował i zmieniał posunięcia w tej wielkiej bitwie, a nawet wojnie.
Yakei okazała się bardzo skutecznym trenerem i upewniła się co do mocy i umiejętności blondyna. Teraz próbowała sprawić by jego maska zaczęła się rozrastać, zakrywając coraz więcej części ciała. Jednak po pierwszym treningu nie udało się mu to ani razu.
Zajrzyjmy jeszcze do Kaza, chłopak musi cały czas chodzić w rękawiczkach i nauczenie się jedzenia i pisania zajęło mu trzy dni, bo w końcu z dziurawymi łapami jest trudniej, prawda? Na całe szczęście nikt się nie dowiedział kto rozwalił elektrownię miejską, która swoją drogą była naprawiana przez tydzień, więc przez tydzień miasteczko było wręcz odcięte od świata. Więc co dzieciom pozostało? Książki, odrabianie lekcji, nauka i zwykłe, tradycyjne wypady na dwór.
Lub jak w przypadku naszych bohaterów: treningi.

Spokojnie, spacerkiem wszyscy wracali ze szkoły, rozmawiali żywo i śmiali się co chwila z jakiejś głupoty którą wypalił albo Kaz, albo Różowy.
Ten dzień zapowiadał się na spokojny i miły, tak jak poprzednie, jednak było coś czuć w powietrzu, pachniało to jak zło i niegodziwość w jednym, a to źle… Bardzo źle.
- Mogę wam dać wolne w ten weekend, sama też potrzebuję trochę odpoczynku.- mruknęła Yakei i przeciągnęła się tak jakby dopiero wstała z łóżka.
- To fajnie! Chłopakom przyda się przerwa.- zaśmiała się Eri.
- Jeszcze pytanie co możemy porobić, nie można zmarnować takich wakacji na bezczynne leżenie.- Kaz się zamyślił.- Może wybierzemy się na biwak?
- Biwak? Może to nie jest taki głupi pomysł? Możemy się wybrać…
- Taaaaak~! Ja chce na biwak~!- Różowy podskoczył z radości.
- Czuję, że to będzie istny cyrk.- mruknął Sumio.

Parę minut później po powrocie, rozłączeniu się i powrocie do domów wszyscy zaczęli się pakować. Eri obgadała sprawę z mamą i tak ją zbajerowała, że kobieta się zgodziła, w końcu kto odważy się napaść na Sensinoshi, Kanshu, Shinigami, Akushiego i Kaza z mocami?
Atasuke nie mógł uwierzyć, że szczylek Sumio idzie z nimi, ale wszyscy nalegali to nie miał innego wyjścia niż się zgodzić. Oni to chyba zrobili specjalnie by tylko było zabawnie.
Spakowani spotkali się w ogródku Atasuke.
- Macie na siebie uważać, jasne?- Mari żegnała się z nimi.- Bo jeśli któremuś się coś stanie, to zabiję!
- Dobrze mamo, nie dramatyzuj.
Blondyn włożył na twarz maskę i przemienił się, Akushi też z wielkim uśmiechem to zrobił, znów miał na sobie swój szary płaszcz z futerkiem.
Terion złapał Kaza za ramiona i uniósł się do góry, brunet ściskał torby i patrzył z przerażeniem na dół, gdy leciał z At’em to tak się nie bał, Różowy był przecież nieprzewidywalny!
Eri wskoczył bratu na plecy i też polecieli zostawiając mamę samą na cały weekend, kobieta pewnie będzie sobie robić domowe spa.
Nie lecieli długo, może jakieś piętnaście minut, może trochę mniej. Wylądowali w lesie na jakiejś polance, czekali tam już na nich Sumio i Yakei.
- Ja po prostu nie wieże że dałam się na to namówić.- dziewczyna warknęła i kopnęła jakąś torbę.
- Będzie fajnie~!- zachichotał Różowy i rzucił Kaza na trawę.

Taaa… Będzie…

Mieli trzy namioty i okazało się, że rozkładanie tego badziewia nie jest takie proste, oszaleć można, gdy wkładasz jakiś patyk to co innego ci wylatuje, Kaz nawet dostał w mordę bo za bardzo zgiął ten pręt i strzelił mu w pysk. W końcu jednak się udało, namioty jakoś stały i nie rozlatywały się, no może gdy wiatr mocniej zawiał to odrywała się jakaś linka, ale dało się przeżyć.
Podjęli decyzję, że Yakei śpi z Eri, Kaz z Różowym, a Sumio z Atasuke, to mogło oznaczać tylko jedno: bitwa.
Rozpalili ognisko i zjedli pieczone kiełbaski, atmosfera była miła, ciepła i bardzo przyjemna, nie zanosiło się na burze, a iskry z ogniska skakały wesoło.
Eri, Terion i Kaz zaczęli śpiewać, a Sumio i Atasuke w końcu wylądowali na ziemi okładając się pięściami, wiecie o co poszło? O to czyja parówka jest większa. (Bez skojarzeń -,- dop. Samui)
Około północy poszli spać.

- Odsuń się ode mnie bo pchły na mnie przeskoczą.- prychnął Sumio.
- Żeby ci zaraz szczęka nie przeskoczyła mendo.
- Ryj ci zaraz zdeformuje!
- A ja ci nogi połamie krasnalu jeden!- krzyczał blondyn.
Sumio wysunął się ze śpiwora i znów zaczęli się okładać, tylko, że tym razem w namiocie. Nagle suwak od wejścia się rozsunął, oboje spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli wściekłą Yakei.
- SPOKÓJ KURWA! W LESIE TRZEBA BYĆ CICHO!!!!
- To nie krzycz!- powiedzieli równocześnie.
- Zamknąć mordy! My tu chcemy spać, a wy sobie romansujecie! Zwiąże was i na tym się skończy!
Niebieskooki puścił blondyna, wsunął w swój śpiwór i odwrócił się do niego plecami. Atasuke zrobił podobnie, a Yakei zasunęła wejście i poszła do Eri.
W namiocie było ciepło i dało się słychać różne odgłosy przyrody, na przykład takie kumkanie żab, bzyczenie komarów, ryki jelenia… Atasuke miał bardzo lekki sen, jak usłyszał jakiś głośniejszy dźwięk to od razu się budził, oglądał wszystkie ścianki namiotu, spoglądał na Sumio i znów zamykał oczy by zasnąć, w pewnym momencie jednak usłyszał kroki, ten ktoś był koło namiotu Kaza i Różowego…. Może to był któryś z chłopaków? Poszli się napić albo odlać… Nie mógł jednak trwać w niewiedzy, delikatnie, by nie narobić hałasu się podniósł i rozpiął wejście do namiotu. Wyjrzał i zobaczył sylwetkę jakiegoś gościa, był dosyć wysoki i miał białe włosy, to na pewno był ktoś obcy. Cofnął się znów do namiotu i zaczął szarpać Sumio.
- Czego chcesz?- warknął otwierając powoli oczy.
- Ktoś tu jest i mam złe przeczucia.
Shinigami natychmiast się zerwał i wyjrzał z namiotu.
- To Piąty…- szepnął, przemienił się i wyleciał z namiotu.
- Jak to Piąty kurwa..?- At sięgnął po maskę, przemienił się i też wyszedł.
Białowłosy uśmiechnął się na ich widok.
- Witam. Może się pobawimy?
Wtedy ze swoich namiotów wyszli inni, zaspani bo zaspani, ale byli pełni gotowości, no oprócz Eri, Yakei wepchnęła ją w krzaki i kazała działać z oddali.
- Nie masz z nami szans! Jesteś tylko jeden.- Atasuke pogroził mu mieczem. 

-----------------------
Nie podoba mi się! Mogłam napisać to lepiej, no ale już... Cierpcie XD 

Informacja

Mam złe wieści, albowiem takie, że rozdziału nie będzie.
Mam kompletną pustkę w głowie i nie wiem co napisać, Karyu o dziwo też nic nie może wymyślić. Obiecuję wam, że przez ten tydzień będę się intensywnie zastanawiać nad akcją rozdziału, ale uwieżcie mi że to nie jest proste. Mam wielką ochotę zakończyć całą tą historię w jednym momencie, ale nie mogę tak zrobić. Zostałabym przez to zasztyletowana...
Nie pytajcie przez kogo.
Do następnego weekendu i jeszcze raz przepraszam ;*

16. Ot taki zwykły wieczór.



- No nie umiem!- Atasuke rzucił kijem od szczotki w ścianę.
Różowy siedział i pisał coś w zeszycie, oczywiście to była ta jego mądra strona.
- Nie bulwersuj się tak tylko spróbuj jeszcze raz.
Blondyn podniósł się, wziął kij i usiadł na łóżku, od trzech godzin próbował go zmienić w swój miecz, bo jak się okazało broń samoistnie się nie odnawia, problem był tak, że on za cholerę nie umiał tego robić i nikt nie chciał mu w tym pomóc. Mówili, że sam ma się nauczyć. Kolejna komiczną rzeczą było to, że ma stworzyć miecz z kija od szczotki, to co on ma go sobie wystrugać czy jak? Będzie siedział i strugał, z wiórków rozpali ognisko, a Różowy zaśpiewa biesiadną piosenkę. Żyć nie umierać.
Ale co z tym kijem!?
Może wsadzić go komuś w dupę, ale stali z drewna nie zrobi, a na pewno nie na zawołanie.
Czego w ogóle oni od niego wymagają? Nikt mu nie pokazał jak to zrobić i wymagają bóg wie jakich rzeczy, no przepraszam, Yakei powiedziała tylko, by się skupił.
Ale on się skupia! OD TRZECH GODZIN!
- Terion, na czym ja mam się skupić co?!
- Na tym by stworzyć miecz, by powstało coś z niczego.- odpowiedział spokojnie nie odrywając wzroku od zeszytu.- A na czym ty się skupiałeś?
- Na kiju.
Różowy spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Serio? Ale ty mądry jesteś…- i wrócił do swoich spraw.
No to trzeba zacząć od początku, skupianie się na drewnie przez te trzy godziny poszły na marne, teraz kolejne trzy pewnie spędzi na skupianiu się na stali.
Dobra, trzeba się wziąć w garść.
Usiadł wygodniej i położył przed sobą ten kij.
Ma być stal.
Z drewna stal.
Stalowe drewno.
Drewniana stal.
Miecz mocny ja drew.. To znaczy stal.
Siła drewna.
Siła szczotki.
Stalowa pała.
Co tak kurwa stuka?
To na pewno jacyś pedofile, Sumio ich tu wysłał.
A w ogóle to ciekawe co on i Yakei tam robią tak sam na sam…
Która jest w ogóle godzina?
Głodny jestem…
Co ja miałem robić?
Kurwa…
Miałem skupić się na kiju…
A nie na stali?
- Nie mogę.- jęknął i opadł na łóżko.- To niewykonalne. Z kija nie da się zrobić miecza.
Kopnął kij od szczotki tak jakby nie chciał już go więcej widzieć, usłyszał jednak przy jego upadku charakterystyczny dźwięk stali. Wyjrzał ostrożnie za krawędź łóżka jakby nie wiem co tam miało być i szeroko się uśmiechnął. Na podłodze leżała pięknie lśniąca, czarna katana.
- No… To było całkiem proste.- wziął ją w rękę i zaczął oglądać.
Jednak pytanie pierwsze, dlaczego miecz nie stworzył się gdy o nim intensywnie myślał? Nie zapyta się nikogo, sam to wydedukuje… Kij zmienił się wtedy gdy go kopnął, a więc wtedy gdy go dotknął, czyli, że trzeba trzymać rzecz którą się zmienia! To genialne! I logiczne…
Mniejsza o to, trzeba iść spać..
- I co? Wyszło ci?- Różowy spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
- Wyszło, w końcu.
Nagle było słychać huk, dźwięk przypominał wybuch i do tego dochodził z pokoju Eri. Atasuke nie patrząc na nic, zerwał się z łóżka i pobiegł do pokoju siostry, za nim oczywiście też poleciał Terion.
- Co się stało?!- Atasuke wpadł do pokoju jak poparzony, za nimi oczywiście zjawiła się też Mari.
W pokoju było pełno dymu, Eri siedziała na łóżku kaszlała i machała sobie ręką przed twarzą. Na kolanach leżała jej księga od Sumio. Czyli dziewczyna pewnie ćwiczyła jakieś zaklęcia. Blondyn podleciał do okna i otworzył je. Mari usiadła obok córki i zaczęła ją oglądać.
- Nic ci nie jest?
- Nie mamo, trochę ćwiczyłam i coś poszło nie tak.
- To dobrze, że nic się nie stało.- Terion zamachał rękoma próbując odpędzić dym.
Nagle światło zgasło, wszyscy spojrzeli się na siebie.
- To może korki… Atasuke idź sprawdź.- mama mruknęła.- A ty Terion znajdź jakieś świece lub latarki.
Obaj chłopcy wyszli z pokoju, Terion powędrował szperać po szafkach, a Atasuke zszedł do piwnicy sprawdzić, korki, o mało się nie zabił na schodach, że też nie pomyślał by wziąć coś do poświecenia…. Wymacał w końcu skrzynkę z tymi włącznikami i korkami, na dotyk wszystko było okej, prąd powinien być…
Wyszedł z piwnicy i akurat wtedy zadzwonił do niego telefon, był to nie kto inny tylko Kaz.
- Yo Kaz. Co chcesz, mam pewne problemy, więc się sprężaj…
- At… Ty też nie masz prądu?- chłopak był chyba przerażony.
- Nom, nie mam, widocznie cała dzielnica wysiadła, ale nie bój się nic się nie stanie, to tylko ciemności.
- Nie boję się o to, a o prąd…
- Niedługo pewnie naprawią…
- At! Całe miasto wysiadło! I to chyba moja wina!
- CO?! Jak to?!                           
- No bo ja się… No wiesz… Bawiłem tymi nowymi mocami… i tak jakoś uderzyło w gniazdko… I pierdykło! W całym mieście!
- Powiedz prawdę, specjalnie celowałeś w to gniazdko!
- Nie, wcale nie! No dobra… Tak…
- Ja pierdole… To pewnie zawędrowało do głównej elektrowni….
- To co teraz mamy robić?!
- Nic. Po prostu nic.
- Dobra, później jeszcze zadzwonię.
- Okej, pa.
Blondyn nacisnął czerwoną słuchawkę. Westchnął i wszedł na górę do pokoju siostry, dziewczyny siedziały na łóżku, a Terion na podłodze ze świeczką.
- I co?- Różowy spojrzał na niego wzrokiem pełnym nadziei.
- Nie ma prądu w całym mieście, w głównej elektrowni coś się popsuło.
- No świetnie!- Mari wybuchła.- Lodówka będzie pływać! Idę się nią zająć.- wstała i wyszła.
Wtedy znów zadzwonił telefon blondyna, wyjął go z kieszeni i odebrał.
- Co chcesz pluskwo.
- Może grzeczniej zwierzaczku, mam sprawę, u ciebie też nie ma prądu?
- No nie ma.
- Niech zgadnę, to przez Kaza?
- Tak.
Nagle tam po drugiej stronie ktoś wyrwał Sumio słuchawkę.
- Co to ma kurwa być?! Zabije go! Właśnie oglądałam anime!
- Yakei, nie bulwersuj się, to w końcu ty mu dałaś moc.
- Skąd miałam wiedzieć, że jest aż takim idiotą?!
- Można było się domyślić!
- Eri nic nie jest?
- Nie, jest cała i zdrowa.
- No, przynajmniej tyle, spotkamy się jutro.
I rozłączyła się. Atasuke spojrzał tęsknie na okno, jakby miała stamtąd wyskoczyć jakaś księżniczka i miała zacząć tańczyć Harlem Shake’a , o tak, to by było śmieszne…
Jednak przez okno nic nie weszło, nie wleciało, a nawet nic w nie trafiło. To po prostu okno.
Trzeba zadać pytanie, co teraz niby mają robić, poczytać nie poczytają, bo za ciemno, nie pooglądają telewizji, rozpalać ogniska w domu nie można… Gdyby tak na to spojrzeć, to w domu nie można robić wielu rzeczy… Na przykład takie lodowisko, albo akrobacje, no chyba, że chcesz się połamać, ewentualnie zabić.
Atasuke znów westchnął i usiadł na podłodze:
- Albo idziemy spać, albo gadamy, możemy też iść do piwnicy i wmawiać sobie, że nasz dom jest nawiedzony.
- Nie ma czegoś takiego jak nawiedzone domy.
- A Shinigami, Akushi i Sensinoshi istnieją, co nie?
- No dobra… Zgasiłeś mnie.
- A ja tam słyszałam, że w naszym domu kiedyś umarła jakaś dziewczynka… Miała osiem lat i mama ją zamordowała.
- Nie rób sobie żartów Eri.
- Nie robie! Nie słyszałeś nigdy jak coś stuka w okno? Albo jak skrzypią schody? Albo jak coś się przewraca w piwnicy?
Atasuke przeszły ciarki po plecach, słyszał przecież i to bardzo często. A jeśli dom naprawdę jest nawiedzony?! Już sobie wyobrażał, że teraz, właśnie w tym momencie, ośmioletnia dziewczynka, blondyneczka z długimi włosami, stoi na środku piwnicy, jej buźka jest zakrwawiona, a w małych i delikatnych rączkach trzyma trochę przypalonego i poplamionego pluszowego niedźwiadka. Istotka ma smutny wyraz twarzy, a z ust wypływa jej krew, jakby chciała potajemnie przed mamą wypluć niedobrą zupę lub kaszkę, jej biała sukienka, już nie jest biała, przybrała kolor czerwieni w różnych odcieniach i brązu, który prawdopodobnie powstał od ziemi, w której ją zakopano. A jeśli jej nie zakopano? Może została zamurowana w ścianie? Albo w podłodze?
Potem uśmiechnęła się szeroko i powoli po schodkach wyszła z piwnicy, w dużym pokoju podskoczyła parę razy w miejscu i zaśmiała się, tak jakby zaraz miała zacząć bawić się w jakąś fajną grę. Znów ruszyła w swoją wędrówkę, skocznym krokiem przeszła schody, które co drugi stopień skrzypiały. Stanęła przed drzwiami trzynastoletniej brunetki, złapała klamkę i pchnęła drzwi do przodu.

Gdy drzwi się otworzyły Atasuke zaczął krzyczeć, w ślad za nim poszedł Terion i Eri. Patrzyli się na postać w drzwiach i krzyczeli. A ta istota była widocznie zdezorientowana.
- Dlaczego tak krzyczycie?!
- Mamo! Wystraszyłaś nas! Przestań!- blondyn zbulwersował się i ominął fakt, że to on wiedział tylko o co chodzi, a inni zaczęli krzyczeć tylko dla zasady.
- Ale ja nic nie zrobiłam! Chciałam wam tylko powiedzieć, że macie iść spać.
Wywróciła oczami, na znak, że nic nie rozumie i zamknęła drzwi.
- Ej chłopaki, śpijcie dzisiaj ze mną.- Eri tak waliło serce, że gdyby panowała cisza to można by było je łatwo usłyszeć.
Atasuke podumał chwilę i postanowił pójść na ten układ, położył się na łóżku, obok siostry i zabrał połowę kołdry.
- A ja?- jęknął Terion.- Posuńcie się.
Atasuke przygniótł trochę Eri do ściany by Różowy się zmieścił, ale siostra odwdzięczyła się tym, że w połowie położyła się na nim i było jej całkiem wygodnie.
- Dobranoc.- mruknęli jednocześnie i zamknęli oczy w celu zaśnięcia.

Ciemno, cicho i duszno, takie zwykle są piwnice, ale czy we wszystkich piwnicach na ich środku skacze sobie na skakance ośmioletnia blondyneczka w byłej białej sukieneczce i zakrwawionej buźce? Skacze i chichocze cicho przy tym, a zmasakrowany pluszowy miś siedzi sobie na podłodze niedaleko i przypatruje się dziewczynce?
Nie wiem czy wszystkie piwnice są takie, ale na pewno taka jest piwnica Atasuke.

--------------------------------------------
Rozdział baaaaaardzo mi się podoba, jednak przerwa mi dobrze zrobiła :) 
A na was jestem obrażona, bo wcale nie dajecie znaku życia i nie komentujecie. 
 

15. Pierwszy POWAŻNY trening.

Mróz szedł ciemnym korytarzem jak zwykle pospiesznie, zawsze robił wszystko szybko gdy był wkurwiony. A teraz był wkurwiony podwójnie (Czyli przyspieszenie razy dwa? dop. Karyū). Kopnął w największe drzwi prowadzące do najważniejszej komnaty.

- Co to ma kurwa być?!- Istota będąca pierwszym spojrzała na niego spokojnie z nutką znudzenia i obojętności.- Ona wszystko popsuje!
- Hmm? O co ci chodzi? 
- Mogę ją zabić? Mogę iść i zabić Yakei? Ona wszystko psuje!
- Nie.- mruknął i wrócił do swoich spraw.- Wyjdź.
Mróz warknął i odwrócił się na pięcie, jego płaszcz zatrzepotał w powietrzu (Żeby nie poleciał... O_O dop. Karyū). Ze złą miną wyszedł z pokoju, teraz był potrójnie wkurwiony, ale wiedział, że nie może nic zrobić, bo plan już powstał, w tej chorej głowie Pierwszego.
***
- Jesteśmy w czarnej dupie.- Atasuke rozłożył ręce stojąc na środku polany. 
- Chyba w zielonej~!- Terion wybuchł nieograniczonym szczęściem. 
Chłopak nie za bardzo wiedział co miał teraz robić, poszedł tam gdzie Yakei mu kazała, ale co dalej? Może postara się rozbudzić do końca? Bo jeśli przymuli w obecności Kanshu to wesoło nie będzie...
A tak w ogóle to gdzie była jego siostra?! Chyba na lekcjach... To drugie pytanie. Gdzie była ta menda Sumio?! Przecież on zawsze za nim łaził, no dobra nie zawsze, ale zazwyczaj...
Westchnął ponownie, chciało mu się spać! Odwrócił się do Teriona i spojrzał na niego bardzo poważnie.
- Terion walnij mnie. W twarz.
- Dobra~!- krzyknął i przyłożył blondynowi prawym sierpowym.
Atasuke odleciał trochę głowa do tyłu, ale nic poważnego mu się nie stało, uśmiechnął się szeroko i odwdzięczył Różowemu, oczywiście z gracją (nie za mocno) uderzając go w twarz.
- Od razu lepiej.- zaśmiał się i klapnął na trawie. 
Zawsze tak robił gdy zasypiał na stojąco, tylko, że zazwyczaj ofiarą tego był Kaz, który o dziwo zawsze lądował na glebie po takim ciosie. 
Terionek trzymając się za polik usiadł obok przyjaciela.
- Nie lubię cię...
- Dzień Dobroci Dla Różowych się skończył. Następny będzie nigdy.
- Oooo~! Zapiszę sobie w kalendarzu~! 
Nagle z daleka było słychać wrzask, bardzo znajomy:
- JA PIERDOLE ILE TU DRZEW!! I DO TEGO WSZYSTKIE TAKIE SAME!!!
- Patrz po mchu!! Patrz po mchu!!- to chyba był Kaz...
- No przecież wiem! Ale gdzie jet ten mech?!- z lasu wyszła Yakei, a za nią wytoczył się brunet. 
Na samym początku Sensinoshi się ucieszył, że nie będzie już musiał tutaj dłużej siedzieć, ale zaraz potem zobaczył coś o wiele gorszego, coś przez co wkurw go szarpnął, albowiem Kazowi kapała krew z dłoni i... Czy on miał dziury w łapach?!
Blondyn zerwał się na równe nogi i zapominając o założeniu maski podbiegł do Yakei.
- Co ty mu zrobiłaś?!- krzyknął.
Kaz doskoczył do niego i zaczął machać mu przed twarzą dziurawymi łapami:
- Ale zaczekaj! Wszystko ci wyjaśnimy...- nagle coś "wystrzeliło" z jego dłoni, to była jakby smuga energii, na szczęście Atasuke zdążył się odchylić unikając strzały.- Oj... Prawię cię zabiłem, ale to nic. Patrz jakie fajne dziury mam w łapach!
Wojownik nie mógł wyjść ze zdziwienia, co to w ogóle było?! Czy Kaz zdobył jakąś moc? Czy Yakei to przemyślała? Złapał rękę przyjaciela i przybliżył sobie do twarzy oglądając dokładnie. Obie jego dłonie były przedziurawione, na wylot.
- Trzeba było słuchać debilu, a nie się rzucasz jak byk w czasie owulacji.- Yakei powiedziała to zdanie o dziwo bardzo spokojnie.
Wtedy na polanie zjawił się Sumio, używając tych swoich "szatańskich" sztuczek. Ogólnie to każda istota (chodzi o Shinigami, Akushi, Kanshu i Sansinoshi) miała umiejętność takiego znikania i pojawiania się, tyle tylko, że w wykonaniu Sumio, to zawsze było jakieś takie szatańskie. Wracając do tematu, niebieskooki miał rękę na ramieniu Eri, a dziewczyna ściskała jakąś dosyć grubą książkę.
- A ty dlaczego nie w domu?- At mruknął zirytowany.
- Patrz jaką mam książkę! Sumio mi ją dał! To księga czarów Shinigami!- cieszyła się jak małe dziecko które dostało lizaka. 
- Czy możemy wreszcie zacząć top o co tu jestem? Pogadacie sobie w domu...
- Tylko pytanie po co my tu jesteśmy.- Atasuke był wręcz zrezygnowany.
- No to się kurwa domyśl! Dziś jest pierwszy dzień treningu!!- Yakei się chyba zdenerwowała.
***
- Jeszcze 1000 pompek.- Kanshu stała jak kat nad biednym blondynem.
- Ale dopiero zrobiłem 200!- krzyknął padając plackiem na ziemię.
Cała reszta przyjaciół siedziała sobie niedaleko, rozmawiali sobie, jedli kanapki (po które musiał pobiec Atasuke) i ogólnie był pełen relaks. A Sensinoshi się męczył... I tak miało być codziennie?
- Spokojnie, to dopiero rozgrzewka.
- Już się rozgrzałem.- mówił prawdę, był już trochę spocony, bo nigdy nie robił 200 pompek z nagłego zrywu. 
- No dobra, wstawaj i załóż tą swoją maseczkę.- Chłopak posłusznie wykonał polecenie, może był niezadowolony, ale wolał się jednak jej słuchać.- No i teraz stań na rękach i zrób tak 1000 pompek.
- Pojebało cię? To idiotyczne.
- Sugerujesz, że jestem złym trenerem? 
- Jesteś beznadziejna..
- Ty też, nie umiesz nic, masz szczęście, że dumę twojej rodziny trzyma jeszcze jakoś twój zmarły ojciec.
- Zamknij się.- Atasuke zaczął się bardzo szybko denerwować i ścisnął rękojeść swojego miecza. 
- Bo co? Masz chore ambicje chłopczyku.
Chłopak chciał zachować spokój, oddychał miarowo, liczył do dziesięciu i inne takie. Ale to nic nie dało! Cała złość wręcz się w nim rozlała! Miał ochotę zadźgać Kanshu i patrzeć jak wypływa z niej krew! To było chore, ale właśnie takie miał teraz pragnienie, wyjął miecz z pochwy i zamachnął się próbując podciąć dziewczynie gardło, ta jednak cofnęła się unikając ostrza. Wojownik czuł, że duch maski zawładnął nim jeszcze bardziej niż dotychczas, tracił nad sobą kontrolę, poczuł jak maska się... rozrasta? Tak jakby chciała objąć całą jego głowę. W tamtym momencie nie zważał jednak na to, zamachnął się kolejny raz i kolejny, i kolejny, próbując dosięgnąć ostrzem swoją trenerkę. Teraz liczyło się dla niego tylko to by ją zabić. 
Natomiast Kanshu już zbyt wiele się napatrzyła, osiągnęła to co chciała osiągnąć, gdy miecz Atasuke znalazł się przy jej twarzy jednym ruchem chwyciła go w dłoń i ścisnęła, jednak nie raniła się. 
At spojrzał na nią zdziwiony i spróbował wyrwać swoją broń, Kanshu jednak nie puszczała.
Nagle było słychać trzaski.
Miecz pękł, a chwilę potem pękła maska. Atasuke osunął się na kolana zszokowany tym co się właśnie stało. Co to było?! Czy jego miecz właśnie pękł jak zapałka?!
- Oj...- Kunshu uśmiechnęła się.- Sądzę, że na dzisiaj koniec.- bezczelnie się odwróciła zostawiając blondyna samego.
At czuł się wypompowany, patrzył nieobecnym wzrokiem na resztki swojej maski. Co teraz? Usłyszał jak wszyscy się zbierają by iść do domu, wołali go, ale został, znów będą mieć powód do wyśmiewania się.
Został z nim tylko Kaz.
- Oi At, zimno mi chodźmy...- ukucnął obok niego.- To twój pierwszy trening, nie załamuj się.- uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
Spojrzał na niego i przytaknął ruchem głowy, tak to można tłumaczyć, to był jego pierwszy raz, potem będzie lepiej. Wziął kawałek maski i skupił się na odnowieniu, patrzył się na biały odłamek ze 2 minuty i nawet Kaz odkrył, że coś nie tak, mina brunetowi zrzedła:
- Ej, co jest?
- Ona... Nie chce się odnowić...
Przyjaciel zabrał odłamek blondynowi i potrząsnął nim, jakby to miało w czymś pomóc. Oddał go i zachęcił do ponownej próby. Atasuke spróbował i nic się nie zmieniło. Zaczynał panikować, co teraz zrobi? Co jeśli już nie będzie mógł odnowić maski?
- Oi, At uspokój się, trzęsą ci się dłonie.- Kaz przyłożył swoja dłoń do jego, jakby chciał ją zatrzymać, wojownik wtedy poczuł te dziury... Zamknął oczy i westchnął ciężko.
Tak... Może to zależy od stanu umysłu? Może powinien być spokojny gdy będzie ja odnawiał? Może tak, spróbuje później, schował odłamek do kieszeni i podniósł się.
- Kaz chodźmy do domu, muszę odrobić lekcje.
- Chyba raczej ode mnie ściągnąć.- brunet zaśmiał się.
- No przecież mówię.- mruknął i ruszył w drogę do domu.- Ciekaw jestem tylko jak będziesz trzymał długopis.
- Jakoś sobie poradzimy.- Kaz klepnął Atasuke w ramię.
Poszli do domu.

-----------------------------------------
Fiuuuu~! Udało się! Chociaż myślałam, że będzie gorzej~! ^_^
Dziękuję Karyū za pomoc.
Rozdzialik jest nawet dobry, może następny będzie lepszy?
Kto wie? XD
Bay miśki~!