4. Ciężko jest coś utrzymać w tajemnicy przed bliskimi.



  Atasuke wyłonił się z kłębów dymu, maska na jego twarzy uśmiechała się złowieszczo, a jego oczy lśniły żółcią, niczym ślepia głodnego do wściekłości tygrysa. Kaz drgnął. To był jego przyjaciel? To był zawsze wysportowany i głupkowaty Atasuke? Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach, powoli zaczynał odzyskiwać świadomość, siedział na murze desperacko go ściskając, przed nim lewitował jakiś różowowłosy czubek z kataną i w szarym płaszczu. Czubek patrzył się niecnie na jego przyjaciela, który był Senshinoshi i który właśnie chciał ochoczo przystąpić do krwawej walki. Atasuke postąpił parę kroków i też uniósł się w powietrze. Kaz znów się zdziwił, lecz nie na długo. A więc to tak, on latał… „Jak mnie nie zabierze na wycieczkę to mu walnę”, burknął w myślach i bardziej wczepił się mur. Atasuke unosił się naprzeciwko różowowłosego.
- Jesteś pedałem?- prychnął.
Koleś zaśmiał się:
- Może…
Akushi buchnął niebieską energią w Atasuke, ten przyjął na siebie cios, lecz przeliczył się. Odczuł pieczenie skóry i odrzuciło go na parę metrów.
- OI! Kaz!
- Czego?
- Licz czas!
Chłopak lekko odbił się nogami od budynku szkoły i teraz z dużą szybkością sunął do napastnika. W locie, parę razy machnął ostrzem katany co spowodowało wyrzucenie czarnych smug energii, które pędziły jak żądne krwi ostrza do swojego przeciwnika. Czubek nie uniknął ciosów, które zraniły go porządnie, widać było, że był słaby. Atasuke podleciał do niego i obdarzył go seriami kopnięć i ciosów w twarz. Poleciała krew, która tak podniecała chłopaka, chciał więcej, więcej krwi! Wymierzał ciosy coraz szybciej, aż dostał w twarz i brzuch pięścią na której była otoczona energia. Poczuł jak maska zaczyna pękać, ale on musiał wytrzymać! Niestety to go zdekoncentrowało i różowy musnął ostrzem katany o jego ramię. Rywale odsunęli się do siebie i dyszeli. Z nowej rany zaczęła tryskać krew, lecz na razie nie czuł bólu, wiedział, że adrenalina robi swoje.
- Jak cię zwą Senshinoshi?- rzucił różowy.
- Atasuke.
- Ja jestem Terion. Miło będzie cię pokonać.
Uśmiechnął się i znów rzucił na Atasuke. Obaj siłowali się w powietrzu, co chwila było widać to niebieskie, to czarne błyski energii. Kaz przyglądał się temu z niedowierzaniem. „Co się tu tak właściwie dzieje?” Nie wiedział czy jego przyjaciel wygrywa, czy przegrywa, ale na pewno chciał mu w tym pomóc. Złapał pierwszy lepszy kamień i rzucił w Teriona, ten się odruchowo obejrzał i szybko tego pożałował, bowiem Atasuke w chwili nieuwagi przeciwnika dźgnął go kataną w brzuch. Krew rozprysła się na wszystkie strony, ale różowowłosy nie chciał się poddać. Machał kataną na ślepo, a jej ostrze jak ślepiec omijało twarz i kończyny Atasuke, który robił uniki. W pewnym momencie znudziła mu się ta banalna zabawa z Akushi. Złapał ostrze w dłoń i wyrwał je przeciwnikowi, potem upuścił je, a ono bezwładnie spadło na ziemię. Sensinoshi złapał Teriona za gardło i pod maską chytrze się uśmiechnął. Przyłożył drugą dłoń do twarzy Akushi. Wiedział, że jego maska prawie pękła, że zaraz straci swoje moce, ale musiał wytrzymać jeszcze parę sekund. Jeszcze tylko ostatni, kończący cios. Nagle z dłoni Atasuke, która była na twarzy różowego buchnęła czarna energia, topiąc twarz przeciwnika i kończąc jego życie. Wtedy jak na zaklęcie maska rozsypała się w drobny mak. Chłopak wraz z ciałem Teriona rąbnął o ziemię z hukiem, na szczęście zdążył złapać jeden z kawałków.
  Kaz momentalnie się otrząsnął, podbiegł do swojego przyjaciela i pomógł mu się pozbierać, Atasuke bolał tyłek i plecy, z ramienia leciała mu krew i w ogóle cały był poobijany. Wiedział, że zaraz ma być dzwonek na przerwę, więc trzeba było zrobić coś z ciałem, tylko co? Spalić? Zakopać? Schować? Nie to było niedorzeczne by chować ciało, ktoś mógłby je wtedy znaleźć… Kaz obejrzał dokładnie chłopaka:
- Ej może pójdziemy do piguły? Opatrzy cię…
- Nie. I co ja jej powiem? Że biłem się na śmierć i życie z jakimś pedałem?
- A co z maską?
Atasuke spojrzał na element który miał w ręku i uśmiechnął się. Maska w jednej chwili zaczęła się odnawiać.
- Jak to co? Jest cała.
Jego przyjaciel miał ogromny mentlik w głowie, dla niego to było zbyt dużo, z byt dużo myśli. Mózg mu się przegrzewał. Kaz usiadł na ziemi i złapał się za głowę:
- Nic z tego nie rozumiem! Ja zaraz oszaleję! Co to było!?
- Ogarnij się Kaz, wszystko ci wytłumaczę. Spotkajmy się za pół godziny w barze, zajmę się ciałem i potem pogadamy.
- No dobra…
Atasuke włożył maskę i znów stał się Sensinoshi, już pogodził się z tą rolą, nawet ją polubił. Miał przynajmniej jakiś sensowny cel w życiu, nie jak kiedyś. Kiedyś chciał być tylko najlepszy, chciał mieć mięśnie i wytrzymałość geparda, ale po co mu to było? Westchnął i uśmiechnął się w stronę przyjaciela, który właśnie odstawiał najprzeróżniejsze miny. Oczywiście Kaz nie mógł owego uśmiechu zauważyć, bo on był widoczny tylko pod maską, a maska uśmiechała się bez cienia litości czy przyjaźni. Odzwierciedlała samo zło. Sensinoshi złapał ciało i wzbił się w powietrze, leciał jakiś czas nad malowniczym miasteczkiem, które było dosyć małe i nudne, ale ładne. Chłodny powiew wiatru buchał mu prosto na twarz, marzyło mu się teraz siedzenie na plaży z sokiem i opalanie się, albo trenowanie, a nie chowanie ciała jednego z Akushi. Po jakiś pięciu minutach dosyć szybkiego lotu, dotarł na obrzeża miasta gdzie był las. Chłopak postanowił po prostu porzucić tam ciało, i tak wszyscy bali zapuszczać się w tamte okolice. Porzucił zwłoki pod jakąś sosną, miał nadzieję, że niedźwiedź czy lis zjedzą je i przy tym jakoś dziwnie nie zmutują lub nie zmienią orientacji seksualnej. Patrzył się chwilę jeszcze na ciało, Terion miał rozpuszczoną i zwęgloną twarz, parę ran ciętych z których dawno nie leciała krew i na ciele było pełno ciemnych plam co znaczyło początki rozkładu. Chłopak zdał sobie sprawę, że właśnie przy jego nogach leżał martwy już wróg, to była pierwsza osoba którą pokonał, którą zabił. Cieszył się z tej śmierci i chciał więcej, więcej ran, siniaków, złamań i krwi. Pragnął zabić wszystkich swoich wrogów i czuł że mu się to uda, choć to będzie ciężka droga. Poderwał się do lotu, musiał się spotkać z przyjacielem i mu wszystko wytłumaczyć.

Gdy Atasuke odleciał Kaz jeszcze chwilę siedział w dziurze którą zrobił jej przyjaciel. On był Sensinoshi? Dlaczego? A jeśli Atasuke się coś stanie i on nie będzie umiał się z tym pogodzić? „Moment, muszę sobie wszystko poukładać”- myślał.- „Mój najlepszy przyjaciel jest wojownikiem śmierci, właśnie poleciał, nie poszedł, POLECIAŁ schować ciało pedała którego ZABIŁ. Boże, jak policja się dowie, że on jest mordercą to go zamkną, a ja będę musiał chodzić na komisariat, bo byłem światkiem! Nie, wróćmy do tematu, siedzę w dziurze, w jakimś pieprzonym błocie. A kto zrobił tą dziurę? Atasuke. A kto będzie prał moje ciuchy? Ja. Teraz mam iść się spotkać z tym latającym zamaskowanym idiotą w barze. Dobra, to idę”
Zaczął się podnosić i w miarę otrzepywać. W pewnym momencie usłyszał płacz dobiegający z okolic szkoły. Odwrócił się i ujrzał rozpłakaną Eri wybiegającą ze szkoły i biegnącą w jego kierunku. Kaz lubił ją bardzo, też byli przyjaciółmi choć nie takimi jak on i jej brat.
- Eri! -Dziewczyna spojrzała na niego i szeroko się uśmiechnęła, wręcz wbiegła w jego ramiona.- Co się stało?
- To znowu ten chłopak, ośmieszył mnie na lekcji. Nie wytrzymałam i wybiegłam. Ale to już nie ważne.- Rozejrzała się- A gdzie Atasuke? I skąd tutaj ta dziura?!
- Ta dziurę zrobiłłłłłłłł….- w tym momencie się zaciął, nie wiedział czy może powiedzieć to dziewczynie, a jeśli Atasuke nie chciał jej tego mówić by ją chronić?- łłłł… Pan woźny.
- Woźny? Jak?
- No wiesz on zżera te parówki z biedronki i one…-nie potrafił nic innego wymyślić, serio, parówki? Równie dobrze mógł powiedzieć że woźny naćpał się ketchupem i mu odwala.- one, one, wywołały u niego halucynacje i wydawało mu się że jest Dzwoneczkiem.
- Dzwoneczkiem? Z Piotrusia Pana? To nadal nie tłumaczy dlaczego zrobił tą dziurę, Dzwoneczek to miła wróżka…
- Ale on się wkurwił bo nie mógł się dostać do Nibylandii. No i pierdyknął dziurę.
Chłopak w myślach klął na siebie ile wlezie, nie było szans by ona w to uwierzyła, co mu przyszło do głowy by takie coś w ogóle mówić? Najlepiej by było gdyby uciekł jeszcze wtedy zanim Eri go zauważyła.
- Ahhhhaa. Ściemniasz. Gdzie Atasuke?
Westchnął:
- Mam się z nim spotkać w barze.
- To idziemy.
- JA się mam z nim spotkać, nie TY. TY masz IŚĆ do szkoły. NA lekcje! Bo skończysz jak JA.
- POWIEDZIAŁAM IDZIEMY!- warknęła i ruszyła w stronę wyjścia z terenu szkoły.
Kaz patrzyła na nią z niedowierzaniem i miał ochotę teraz walnąć głową o beton i nie wstać.
- Będę miał przekichane….
  Szybko doszli do baru, w miasteczku nie było dużo restauracji i oni znali każdą z nich, najbardziej spodobał im się tan właśnie bar. Był zrobiony na taką myśliwską chatkę, na siedzeniach była zwierzęca skóra, na ścianach poroża, a w powietrzu unosił się zapach piwa i gulaszu. Gdy się tam wchodziło to od razu człowiekowi robiło się lepiej na duszy, atmosfera tam była bardzo miła i ciepła. Zajęli miejsce w głębi lokalu, gdzie był doskonały widok na resztę stolików. Nie czekali długo na Atasuke. Ten gdy ujrzał swoją siostrę siedzącą obok Kaza (który robił minę w stylu „nie moja wina!”) wiedział, że jej też powie o jego nowych umiejętnościach. Bez słowa usiadł przy stoliku, jego siostra uśmiechała się do niego promiennie jakby chciała powiedzieć „Witaj! Będziesz na mnie skazany do końca swego życia!”
- Co ty tu robisz?- mruknął.
- Siedzę.
- Powinnaś siedzieć na lekcjach.
- Ten chłopak- posmutniała- o którym ci powiedziałam, poniżył mnie przed całą klasą.
To było dla chłopaka jak dolanie paliwa do przygasającego budynku. Wręcz wybuchł wściekłością, nikt oprócz niego nie miał prawa poniżać, obrażać i krzywdzić jego siostry. Wiedział, że spotka się z tym gościem to wypruje mu flaki, a potem powiesi je na tablicy i objaśni pozostałym uczniom co to jest, krok po kroku. Nie chciał jednak dać po sobie poznać, że wyprowadziło go to z równowagi, westchnął ciężko i spojrzał na Kaza który teraz ze współczuciem spoglądał na jego siostrę.
- Jak obiecałem, zajmę się nim, muszę ci coś powiedzieć, a tobie- wskazał na Kaza- wytłumaczyć.
Siostra nie dała mu jednak dojść do słowa zrobiła wielkie oczy jak sowa i zaczęła panikować:
- Atasuke! Co ci się stało?!
Spojrzał na swoje ramię, no tak miał je rozcięte, ale nie krwawiło już tak obficie, ani nie bolało na razie. Na razie…
- Nic takiego, zaraz wam to wytłumaczę.
- Ale trzeba ci to opatrzyć!
- Zaraz.
Drugi chłopak uspokoił Eri i teraz nastawili uszu na wyjaśnienia, dziewczyna jednak co chwila spoglądała na ranę brata.
Atasuke wyjął z plecaka maskę i położył ją na stole:
- To jest maska dzięki której zmieniam się w Sensinoshi.
- Żartujesz?- parsknęła Eri.
- To prawda, sam widziałem, to Atasuke zrobił tą dziurę. Nie woźny i jego parówki.- ochoczo stwierdził Kaz.
- To ty?!
- Tak, jak się zmieniam w wojownika śmierci to umiem latać i mam taką fajną katanę, mogę też używać takiej czarnej energii. Sam nie wiem dlaczego nim zostałem, wczoraj jak wyszłaś z mojego pokoju to odwiedził mnie Shinigami, dał mi tą maskę, powiedział, że Waru od teraz jest częścią mnie i że mam zabić Akushi.
- Czekaj! A kto to Waru?
- Waru to jakiś tam duch zła, ale chyba takiego dobrego zła.
Eri wpatrywała się z niedowierzaniem w brata, a potem zrobiła tak zwany face palm (Kaz wpatrywał się w kelnerkę, a dokładniej w jej pośladki):
- Ale ty jesteś idiotą, braciszku.
- Nie wierzysz mi? Jak nie wierzysz to zobacz na moje ramię i plecy, to wszystko zrobił mi przed szkołą Akushi.
- Wierzę, ale chodzi mi o to, że ja na twoim miejscu od razu poszłabym dowiedzieć się czegoś o Sensinoshi i Shinigami, bo przyznaj, że wiesz bardzo mało.- podniosła się.- Więc ja idę do biblioteki, a ty Kaz, masz opatrzyć mu łapę.
Spojrzał z uśmiechem na brata, ona mu uwierzyła i można było powiedzieć, że nawet była z tego dumna, ale w głębi duszy się martwiła. Wręcz sikała ze strachu o Atasuke, nie chciała by był Sensinoshi, nie chciała by coś mu się stało. Brat odwzajemnił uśmiech, dziewczyna bez słowa wyszła.
Atasuke spojrzał na swojego przyjaciela, którego mina mówiła dwie rzeczy, pierwsza „Nie martw się, wszystko będzie dobrze”, a druga „Ale tutaj dupa pracuje, chodźmy ją poderwać.”
- To wszystko twoja wina.- mruknął po chwili Senshinoshi.
- Moja?
- Tak, to z tobą przyszła.
- Przyznaj, jesteś szczęśliwy, że się o tym dowiedziała, a przynajmniej, że dowiedziała się o tym inaczej niż ja.
- No normalnie ze szczęścia to mi się chce skakać. Z mostu. Pod pociąg…
Kaz zaśmiał się:
- Zamawiamy coś, czy idziemy gdzieś? Trzeba ci zabandażować tą łapę.
- Chodźmy stąd, już nie mam na nic siły.
Zgarnął maskę do plecaka i wyszli.

1 komentarz:

  1. Dlaczego musiałaś uśmiercić różowego, co? ;_; - będę ci to wypominać do śmierci.. xD
    Bardzo fajny rozdział, zwłaszcza kwestie Kaza mi się podobają, oby więcej takich rozdziałów (pomijając pierwsze momenty, w których uśmiercasz mojego ukochanego bohatera). Możesz też dać trochę więcej opisów, bo ten rozdział to jeden wielki dialog, ale ortografia i interpunkcja są bardzo dobre, więc dobrze się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń