Szli jakiś czas przez miasteczko, które
jak na ironie było dziwnie wesołe i ciepłe. Wszyscy mieszkańcy dobrze się znali
i tylko czasem były tu jakieś drobne sprzeczki, psujące atmosferę, ale one
jakoś nie trwały długo. Chłopcy szli dość wolno, Atasuke trzymał się za rękę,
która zaczęła mu jakoś dziwnie ciążyć i przede wszystkim strasznie bolała,
natomiast Kaz zastanawiał się, co począć. Nie chciał by jego przyjaciel się
wykrwawił czy coś, ale też nie miał zamiaru wracać do szkoły, po tym jak w
szpitalu zgarnęłaby ich policja. Sensinoshi zakołowało się w głowie i usiadł na
pobliskiej ławce, Kaz stał nad nim i badał wzrokiem otoczenie.
- Ja już nie wyrabiam, możesz coś w końcu wymyślić?- mruknął
obolały chłopak.
- To ja mam myśleć?! Ty masz rozwaloną łapę.
- Gdybyś mi dał szybciej maskę, to nic by się nie stało.
- Teraz to moja wina, tak?
- Nie. To wina tego różowego pedała….
Oboje się zaśmiali.
- Słuchaj… Do szpitala nie pójdziemy bo nas, to znaczy mnie,
zgarną, ty zostaniesz w szpitalu i dopiero potem będziesz miał przesrane.
- Możesz przedstawić mi dalsze propozycje, a nie pieprzysz
bez sensu?
- Tak, do mnie do domu nie, bo jest ojciec, do ciebie nie,
bo jak zwykle nie masz apteczki…
- Bo po co mi apteczka? Wystarczy, że mam telefon i znam
numer na pogotowie.
- Apteczka jest właśnie na takie wypadki durniu, do szkoły
na pewno nie wrócimy, hmmmm…. Możemy iść do mojej cioci, ona jest pielęgniarką.
- A nie wyda nas?
- Nie, nie wyda, tylko, że jest jeden problem.
- Jaki?
- Ona mieszka na drugim końcu miasta, piechotą zajmie nam to
jakąś godzinę, a niewiadomo czy wytrwasz.
- Robisz to specjalnie, no nie?
- Tak.
Atasuke przewrócił oczami i wstał, na plecach cały czas miał
plecak z maską. Chłopcy weszli pomiędzy domy by nikt ich nie zauważył, Kaz nie
mógł się opanować z radości, trzęsły mu się ręce i szczerzył się jak debil.
Przecież zaraz miał się przelecieć ze swoim przyjacielem do jego cioci! Atasuke
oparł się o ścianę, by się nie przemęczać, był pewny tego, że jeśli jakiś
Akushi zaatakowałby go teraz, to by mu było bardzo ciężko wygrać, a nawet
mógłby przegrać i zginąć. Kaz pomógł zdjąć przyjacielowi plecak, sam potem
wziął go na swoje plecy. Atasuke przyłożył maskę do twarzy, a ta do niego
przywarła tak jakby wcale nie chciała się z nim rozłączać. Jak zwykle przy
każdej przemianie zmienił się wygląd chłopaka, urosły mu włosy, oczy zmieniły
kolor na żółty, miał na sobie inne ubranie, a przy pasie miał czarną katanę.
Kaz spojrzał się na niego z niedowierzaniem:
- Wyglądasz jak japoński samuraj.
Wojownikowi śmierci kręciło się w głowie i czuł jakby miał
nogi z waty, ale wiedział, że musi wytrwać jeszcze trochę.
- Kaz, nie wiem ile wytrzymam, więc rusz dupe i wejdź mi na
barana.
Chłopak spiął się i wszedł na przyjaciela, w pewnym sensie
czuł, że jego przyjacielowi jest strasznie ciężko, nawet zaczął mieć wyrzuty
sumienia, że go psychologicznie zmusił do zmiany i do lotu.
Atasuke czuł ból,
rana go piekła, a plecy bolały jak cholera, do tego musiał nosić taki wielki
ciężar jakim jest Kaz (w tym stanie wszystko wydawało mu się dziesięć razy
cięższe), a jednak był przekonany, że głowa balastu jest lżejsza… To pewnie
przez brak mózgu. W końcu chłopcy unieśli się nad ziemię, Kaz trochę się
przestraszył, bo cóż, to był jego pierwszy lot, on nawet nigdy samolotem nie
latał, a co dopiero Wojownikiem śmierci. Atasuke uniósł się wyżej, ponad dachy
domów.
- Kaz w którą stronę?
- Tam!
Chłopak wskazał jakiś kierunek i Atasuke tam poleciał, czuł
się coraz słabiej, bał się, ze straci kontrole i maska pęknie, wtedy on i jego
przyjaciel spadną. Sensinoshi by przeżył, ale Kaz…
Lecieli dosyć szybko, Kaz wyprostował ręcę i krzyknął:
- Yooohhhhooooo!!!
Wojownik śmierci uśmiechnął się i jeszcze bardziej
przyspieszył, by zmusić przyjaciela do ponownego złapania się i tak też się
stało, Kaz zagibał się i znów przywarł do przyjaciela, tym razem nie chciał już
się puszczać.
Po pięciu minutach
lotu, Atasuke poczuł że maska pęka, jak najszybciej musiał wylądować:
- Kaz! Daleko jeszcze?
- To tamten dom!
Chłopak wskazał mały domek jednorodzinny, który był
pomalowany na jasno-pomarańczowy kolor, w oknach były doniczki z ładnymi i
kolorowymi kwiatkami. Ciocia Kaza miała ogródek, w którym były zasadzone jakieś
warzywa, a to marchewka, a to sałata, a także jakieś ziemniaki. Atasuke poczuł
się jak w domu jego babci, która mieszkała na wsi i on, i jego siostra jeździli
do niej na wakacje, często też zabierali ze sobą Kaza. Sensinoshi wylądował i zrzucił
przyjaciela z pleców, by ten nie sprawiam mu więcej bólu, maska chłopaka, natychmiastowo
pękła, a jej kawałki upadły na ziemię dając wrażenie jakby połamał się tam
jakiś kawałek plastiku, a nie narzędzie umożliwiające masową zagładę. Atasuke
usiadł na ziemi i zgarnął jeden odłamek do kieszeni, potem jeszcze bardziej
zakołowało mu się w głowie i poczuł, że mu niedobrze.
- At, co ci?- Kaz podczołgał się do niego.
- Niedobrze mi, chyba zaraz zwymiotuję…
- Nie! Myśl o tęczy! Ona cię wyzwoli!
- Co? Jakiej tęczy?
- No o tej na której biegają jednorożce i małe gnomy.
- Kaz… Za dużo wpieprzasz oranżady w proszku…
- Być może… Siedź tu ja zaraz wracam.
Chłopak podniósł się i pobiegł do domu cioci. Atasuke położył
się na trawie i zamknął oczy mając nadzieję, że to chociaż trochę mu pomoże. Oddychał
głęboko i wsłuchiwał się w szum wiatru, nigdy, nawet podczas treningów nie
zauważał tak drobnych rzeczy, na jakie zwrócił uwagę teraz. Szum i zapach
wiatru, miękkość trawy i prawdopodobnie mrowisko na którym właśnie leżał. Miał
jednak gdzieś te mrówki, uznał, że on jest teraz ważniejszy niż jakieś tam
robaki. Leżąc tak i znosząc ból czekał na przyjaciela i jego ciocię.
Kaz wleciał do domku
cioci jak strzała, kobieta wypadła z kuchni z patelnią w ręku myśląc, że to
złodziej wtargnął do jej domu, a nie bratanek:
- Mam broń! Nie ruszaj się!
- Ciocia! To ja Kaz!
Niestety za późno, kobieta rzuciła patelnią, która
przeleciała chłopakowi obok twarzy i odbiła się od ściany, robiąc na niej
tłustą plamę (widocznie patelnia była brudna). Kaz zastygł z zszokowaną miną,
zastanawiając się co właśnie zrobiła jego ciocia.
- O Kaz! Nigdy nie miałam dobrego cela..- uśmiechnęła się.-
A ty nie w szkole? Znowu się zerwałeś z lekcji i przychodzisz na naleśniki z ketchupem
i kakao?
Chłopak oprzytomniał i przełknął ślinę, jego ciocia była
bardzo ładną kobietą, miała 33 lata, była pielęgniarką i rozwódką, miała też
siedmioletnią córkę, która pewnie była teraz w szkole. Kaza to nawet cieszyło,
nie musiał zakładać sukienek, ani wytrzymywać tego jak dziewczynka by go
malowała kosmetykami mamy.
- Nie. To znaczy tak! Nie do końca… Zerwałem się z lekcji z
moim przyjacielem…
- Z Atasuke tak?- przerwała mu.
- Tak, no i…
- Może on też chce naleśniki?
- Ciociu…
- Co? A może chcesz ogórka? Albo bitą śmietanę, albo
rogalika z miodem. Mam też zupę pomidorową…
- Ciotka! Słuchaj mnie do końca, a nie nadajesz jak wolna
Europa.
- No to mów, nie zabraniam ci.
Kaz zrobił face palm i wskazał na drzwi:
- Dwór. Trawa. Atasuke. Leży. Ręka. Krew. Już!
- Dlaczego nie mówiłeś od razu?!
- Bo mi nie dałaś!
- Mój drogi panie, o takich sprawach, mówi się od razu, a
nie żąda się ogórków!
- Ja nie chciałem ogórków!
- To po co tu przyszedłeś?
- Atasuke!- Kaz krzyknął.
- AAA no tak!- ciocia machnęła rękami i pobiegła do kuchni,
Kaz miał nadzieję, że nie poszła po bitą śmietanę. Na szczęście kobieta
wyleciała z pomieszczenia z apteczką. Razem wyszli z domu i udali się tam,
gdzie Kaz zostawił przyjaciela, gdy tylko chłopak zauważył wojownika śmierci leżącego
na wznak na trawie to przeszły mu ciarki po plecach. Do głowy przyszła mu
najgorsza myśl: „Nie żyje, najpierw stracił przytomność, potem umarł w powolnej
agonii, a czyja to wina? MOJA. A dlaczego? Bo MAM pojebaną ciotkę. A co ciotka
ma? Ogórki.”
Kaz podleciał do przyjaciela i uklęknął przy nim wpatrując
się w jego twarz:
- Atasuke! Żyjesz? Powiedz coś i nie idź w stronę tęczy! Nie
wsiadaj na jednorożca!
- Kaz..- mruknął leżący chłopak.
Przyjaciel złapał jego rękę myśląc, że Sensinoshi właśnie
umiera i to będą jego ostatnie słowa.
- Tak? Mów, zrobię wszystko by twoje ostatnie życzenie się
spełniło.
Atasuke otworzył oczy i spojrzał się na Kaza jak na idiotę:
- Durniu ja nie umieram, mrówki mi do spodni włażą, pomóż
mi.
Ciotka podczas rozmowy chłopców, podbiegła do nich i
przyglądała się całej tej sytuacji, widziała dwóch durnych siedemnastolatków,
jeden z nich był ranny, a drugi wierzył, że ten umiera. Widziała też prawdziwą
przyjaźń, niewidoczną gołym okiem, ale potężną i silną, zakręciła jej się łezka
w oku, ona nie miała szczęścia spotkać swojego prawdziwego przyjaciela, zazdrościła
swojemu bratankowi:
- Kaz, zanieś go do domu.- uśmiechnęła się.
Wstała i podreptała do budynku, zilustrowała wzrokiem ranę,
nie była aż tak poważna, bardziej martwiła się tym, że Atasuke stracił zbyt
dużo krwi, to dlatego tak źle się czuł.
Kaz pomógł wstać
przyjacielowi, chłopak źle się czuł, kręciło mu się w głowie i było mu słabo,
przyjaciel zarzucił mu zdrową rękę na swoje ramię i pomógł iść.
- Kaz..
- No?
- Mrówki.- Atasuke skrzywił się i pożałował, że jednak nie
przesunął się z tego mrowiska.
- Mam ci w spodniach grzebać?!
- One mnie zaraz zjedzą żywcem! Kaz ratuj!
Chłopcy jakimś cudem weszli do domu, ciocia była w kuchni i
przygotowywała miejsce do „operacji”, gdy ujrzała chłopców to szeroko się
uśmiechnęła i zrobiła gest w stylu „Zapraszam”, lecz oni nie zatrzymali się
tylko podążyli do łazienki. Osobnicy siedzieli tam z dziesięć minut, co chwila było
słychać krzyki i odgłosy czegoś co spadało lub się tłukło. Kobieta siedziała na
krześle i wpatrywała się w drzwi do łazienki mając nadzieję że chłopcy aż tak
nie zdemolują jej łazienki i do tego zastanawiała się co oni tam dokładnie
robią…
Gdy tylko chłopcy weszli do łazienki Atasuke zaczął klepać
się po tyłku próbując wytrzepać mrówki, ale te małe cholery trzymały się jak
rzepy.
- Zdejmuj gacie!- krzyknął Kaz.
Chłopak pospiesznie zaczął zdejmować spodnie, strącił przy
tym jakiś szampon, który wpadł do wanny. Ze spodni zaczęły wyłazić mrówki,
które potem błądziły po podłodze, Kaz skakał by zabić ich większość i przy
okazji uniknąć mrówczej potęgi. Atasuke nadal się trzepał, tylko, że teraz w
wannie bo wszedł tam, uznając, że to najbezpieczniejsze teraz miejsce.
- Ile ty tego tam miałeś?!- Kaz zrzucił szklankę, która
rozsypała się na podłodze.
- Tyle ile pełza po podłodze!
- Cukier w gaciach miałeś czy co?!
- Kaz niedobrze mi chyba będę rzygać…
- Co?! Na mrówki! Albo nie! Do kibla! Powstrzymaj się jakoś!
Atasuke sięgnął do zlewu by napić cię wody, gdy odkręcił
kurek to Kaz go popchnął (unikając mrówek) i oboje się wywalili, a kran wręcz
wystrzelił, robiąc fontannę.
- Kaz rozjebałeś kran!
- Ja?! To przez tą twoją siłę i mrówki!
Woda tryskała na całą łazienkę, było jej pełno na suficie,
na ścianach i na podłodze, pływały w niej martwe, i żywe jeszcze mrówki. Chłopcy
pozbierali się, nie obawiali się już mrówek, gorsza teraz była woda
wytryskująca z urwanego kranu. Atasuke usiadł na brzegu wanny próbując zapanować
nad nudnościami i kręceniem się w głowie, czuł, że jest coraz bardziej słaby. Przyłożył
sobie mokrą rękę do czoła, myśląc, że chociaż trochę mu to pomoże. Kaz w tym
czasie tamował wodę ręcznikiem.
- Zakręć zawór…- mruknął Sensinoshi.
Kaz posłusznie to zrobił i woda przestała lecieć, lecz cała
łazienka była zalana. Szybko więc złapał ręczniki, wytarł nimi podłogę i wyrzucił je przez
okno.
- Dlaczego je wyrzuciłeś?- zdziwił się chłopak siedzący na wannie.
- A wolałeś bym je tutaj zostawił?
- To bez sensu.- powachlował się.- gorąco mi…
- Chodźmy stąd. Ale najpierw załóż spodnie…
Chłopak włożył spodnie i oboje wyszli ze zdemolowanej
łazienki, Atasuke podtrzymując się ściany wolno poczłapał do kuchni gdzie
czekała już od jakiegoś czasu pielęgniarka. Chłopak usiadł na krześle i zdjął
koszulkę by kobiecie było lepiej opatrzyć ranę. Gdy tylko Kaz wyszedł z
łazienki to zesztywniał, zobaczył bowiem plecy swojego przyjaciela, niby nic
niezwykłego, ale Atasuke miał na plecach jednego wielkiego siniaka, jakby ktoś
wylał na niego fioletową farbę:
- O matko…- jęknął zdębiały od widoku chłopak.
- No wiem, mam nieźle wyrzeźbioną klatę, ale nie musisz się
podniecać.- Atasuke próbował być śmieszny.
- Nie o to mi chodzi, twoje plecy są całe filetowe!
Pielęgniarka w Tyma czasie dezynfekowała i zaszywała ranę
chłopaka, jakoś nie dochodziło do niej to co teraz mówił jej bratanek. Zabandażowała
wojownikowi rękę i szeroko się uśmiechnęła.
- Będzie dobrze, straciłeś trochę krwi, ale rana szybko ci się
zagoi.
- A te plecy?- wtrącił się Kaz.
Kobieta wstała i spojrzała na plecy Atasuke.
- O mój Boże… Jak tyś to zrobił?
- Dwa razy walnąłem o beton…- mruknął tak by go nie było
słychać.- Napadli mnie, rozcięli mi też rękę.
- Kto cię napadł?
- Pedały!- prychnął Kaz.- Chcieli go zgwałcić, ale go
uratowałem!
Ciotka wywróciła oczami, schowała przyrządy pierwszej pomocy
i otworzyła lodówkę.
- Na tego siniaka nic nie poradzę, chcecie coś do jedzenia? A
w ogóle dlaczego jesteście tacy mokrzy? W wodzie się pluskaliście?
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i woleli
nie odpowiadać na pytanie, kobieta przecież i tak niedługo się sama dowie.
- Naleśniki.- Kaz też usiadł przy stole, a Atasuke założył
koszulkę.
- Nie ma.
- Ogórki?
- Nie ma.
- Bita śmietana? Kakao? Zupa?
- Nie ma… Są serki mojej córki, chcecie?
Kaz uderzył czołem o stół, a Sensinoshi się uśmiechnął.
Niedługo potem
pałaszowali serki „Danonki” i śmiali się z różnych tekstów Kaza, o dziwo ciocia
zachowywała się bardzo swobodnie, mogłoby wydawać się, że ma 17 lat, a nie 33.
Atasuke później położył się spać, czuł się całkiem bezpiecznie, w dużym łóżku
było mu wygodnie i ciepło. Marzył tylko o odpoczynku, ale musiał zrobić jeszcze
jedną rzecz. Wyjął z kieszeni spodni odłamek maski, przyglądał mu się jakiś
czas, aż on nagle się odnowił. Atasuke się uśmiechnął i zasnął.
-----------------------------------------------
Chłopcy umieją wszystko rozjebać i do tego odkryliśmy mroczną tajemnicę Kaza! Wciąga oranżadę w proszku! Cóż w rozdziale nic się nie ma żadnej akcji dlatego chciałam by był bardziej zabawny. Komentujcie i oceniajcie :)
Bardzo fajny rozdział, oby więcej jednorożców! :D Widzę że Kaz stoi po tęczowej stronie mocy..
OdpowiedzUsuńSerio? Więcej jednorożców? Oby nie, nie znoszę opowieści w typie "rzygam tęczą". Według mnie jest dobrze tak jak jest;)Dlatego ta opowieść tak mnie wciągnęła.
OdpowiedzUsuńChodziło mi tu raczej o ogólne wątki humorystyczne, a nie o same jednorożce
OdpowiedzUsuńWiem, nie tak trudno się skapnąć. Apropo muszę cię spytać czy wiesz może jak dodać komentarze na tym blogu do którego link masz na profilu. Bo strasznie mi się spodobał, a mam z nim mały problem
UsuńHmm? A którego, mogę wiedzieć? Bo mam ich wiele..
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń