5. Ah te pomysły Kaza...



  Szli jakiś czas przez miasteczko, które jak na ironie było dziwnie wesołe i ciepłe. Wszyscy mieszkańcy dobrze się znali i tylko czasem były tu jakieś drobne sprzeczki, psujące atmosferę, ale one jakoś nie trwały długo. Chłopcy szli dość wolno, Atasuke trzymał się za rękę, która zaczęła mu jakoś dziwnie ciążyć i przede wszystkim strasznie bolała, natomiast Kaz zastanawiał się, co począć. Nie chciał by jego przyjaciel się wykrwawił czy coś, ale też nie miał zamiaru wracać do szkoły, po tym jak w szpitalu zgarnęłaby ich policja. Sensinoshi zakołowało się w głowie i usiadł na pobliskiej ławce, Kaz stał nad nim i badał wzrokiem otoczenie.
- Ja już nie wyrabiam, możesz coś w końcu wymyślić?- mruknął obolały chłopak.
- To ja mam myśleć?! Ty masz rozwaloną łapę.
- Gdybyś mi dał szybciej maskę, to nic by się nie stało.
- Teraz to moja wina, tak?
- Nie. To wina tego różowego pedała….
Oboje się zaśmiali.
- Słuchaj… Do szpitala nie pójdziemy bo nas, to znaczy mnie, zgarną, ty zostaniesz w szpitalu i dopiero potem będziesz miał przesrane.
- Możesz przedstawić mi dalsze propozycje, a nie pieprzysz bez sensu?
- Tak, do mnie do domu nie, bo jest ojciec, do ciebie nie, bo jak zwykle nie masz apteczki…
- Bo po co mi apteczka? Wystarczy, że mam telefon i znam numer na pogotowie.
- Apteczka jest właśnie na takie wypadki durniu, do szkoły na pewno nie wrócimy, hmmmm…. Możemy iść do mojej cioci, ona jest pielęgniarką.
- A nie wyda nas?
- Nie, nie wyda, tylko, że jest jeden problem.
- Jaki?
- Ona mieszka na drugim końcu miasta, piechotą zajmie nam to jakąś godzinę, a niewiadomo czy wytrwasz.
- Robisz to specjalnie, no nie?
- Tak.
Atasuke przewrócił oczami i wstał, na plecach cały czas miał plecak z maską. Chłopcy weszli pomiędzy domy by nikt ich nie zauważył, Kaz nie mógł się opanować z radości, trzęsły mu się ręce i szczerzył się jak debil. Przecież zaraz miał się przelecieć ze swoim przyjacielem do jego cioci! Atasuke oparł się o ścianę, by się nie przemęczać, był pewny tego, że jeśli jakiś Akushi zaatakowałby go teraz, to by mu było bardzo ciężko wygrać, a nawet mógłby przegrać i zginąć. Kaz pomógł zdjąć przyjacielowi plecak, sam potem wziął go na swoje plecy. Atasuke przyłożył maskę do twarzy, a ta do niego przywarła tak jakby wcale nie chciała się z nim rozłączać. Jak zwykle przy każdej przemianie zmienił się wygląd chłopaka, urosły mu włosy, oczy zmieniły kolor na żółty, miał na sobie inne ubranie, a przy pasie miał czarną katanę. Kaz spojrzał się na niego z niedowierzaniem:
- Wyglądasz jak japoński samuraj.
Wojownikowi śmierci kręciło się w głowie i czuł jakby miał nogi z waty, ale wiedział, że musi wytrwać jeszcze trochę.
- Kaz, nie wiem ile wytrzymam, więc rusz dupe i wejdź mi na barana.
Chłopak spiął się i wszedł na przyjaciela, w pewnym sensie czuł, że jego przyjacielowi jest strasznie ciężko, nawet zaczął mieć wyrzuty sumienia, że go psychologicznie zmusił do zmiany i do lotu.
  Atasuke czuł ból, rana go piekła, a plecy bolały jak cholera, do tego musiał nosić taki wielki ciężar jakim jest Kaz (w tym stanie wszystko wydawało mu się dziesięć razy cięższe), a jednak był przekonany, że głowa balastu jest lżejsza… To pewnie przez brak mózgu. W końcu chłopcy unieśli się nad ziemię, Kaz trochę się przestraszył, bo cóż, to był jego pierwszy lot, on nawet nigdy samolotem nie latał, a co dopiero Wojownikiem śmierci. Atasuke uniósł się wyżej, ponad dachy domów.
- Kaz w którą stronę?
- Tam!
Chłopak wskazał jakiś kierunek i Atasuke tam poleciał, czuł się coraz słabiej, bał się, ze straci kontrole i maska pęknie, wtedy on i jego przyjaciel spadną. Sensinoshi by przeżył, ale Kaz…
Lecieli dosyć szybko, Kaz wyprostował ręcę i krzyknął:
- Yooohhhhooooo!!!
Wojownik śmierci uśmiechnął się i jeszcze bardziej przyspieszył, by zmusić przyjaciela do ponownego złapania się i tak też się stało, Kaz zagibał się i znów przywarł do przyjaciela, tym razem nie chciał już się puszczać.
  Po pięciu minutach lotu, Atasuke poczuł że maska pęka, jak najszybciej musiał wylądować:
- Kaz! Daleko jeszcze?
- To tamten dom!
Chłopak wskazał mały domek jednorodzinny, który był pomalowany na jasno-pomarańczowy kolor, w oknach były doniczki z ładnymi i kolorowymi kwiatkami. Ciocia Kaza miała ogródek, w którym były zasadzone jakieś warzywa, a to marchewka, a to sałata, a także jakieś ziemniaki. Atasuke poczuł się jak w domu jego babci, która mieszkała na wsi i on, i jego siostra jeździli do niej na wakacje, często też zabierali ze sobą Kaza. Sensinoshi wylądował i zrzucił przyjaciela z pleców, by ten nie sprawiam mu więcej bólu, maska chłopaka, natychmiastowo pękła, a jej kawałki upadły na ziemię dając wrażenie jakby połamał się tam jakiś kawałek plastiku, a nie narzędzie umożliwiające masową zagładę. Atasuke usiadł na ziemi i zgarnął jeden odłamek do kieszeni, potem jeszcze bardziej zakołowało mu się w głowie i poczuł, że mu niedobrze.
- At, co ci?- Kaz podczołgał się do niego.
- Niedobrze mi, chyba zaraz zwymiotuję…
- Nie! Myśl o tęczy! Ona cię wyzwoli!
- Co? Jakiej tęczy?
- No o tej na której biegają jednorożce i małe gnomy.
- Kaz… Za dużo wpieprzasz oranżady w proszku…
- Być może… Siedź tu ja zaraz wracam.
Chłopak podniósł się i pobiegł do domu cioci. Atasuke położył się na trawie i zamknął oczy mając nadzieję, że to chociaż trochę mu pomoże. Oddychał głęboko i wsłuchiwał się w szum wiatru, nigdy, nawet podczas treningów nie zauważał tak drobnych rzeczy, na jakie zwrócił uwagę teraz. Szum i zapach wiatru, miękkość trawy i prawdopodobnie mrowisko na którym właśnie leżał. Miał jednak gdzieś te mrówki, uznał, że on jest teraz ważniejszy niż jakieś tam robaki. Leżąc tak i znosząc ból czekał na przyjaciela i jego ciocię.

  Kaz wleciał do domku cioci jak strzała, kobieta wypadła z kuchni z patelnią w ręku myśląc, że to złodziej wtargnął do jej domu, a nie bratanek:
- Mam broń! Nie ruszaj się!
- Ciocia! To ja Kaz!
Niestety za późno, kobieta rzuciła patelnią, która przeleciała chłopakowi obok twarzy i odbiła się od ściany, robiąc na niej tłustą plamę (widocznie patelnia była brudna). Kaz zastygł z zszokowaną miną, zastanawiając się co właśnie zrobiła jego ciocia.
- O Kaz! Nigdy nie miałam dobrego cela..- uśmiechnęła się.- A ty nie w szkole? Znowu się zerwałeś z lekcji i przychodzisz na naleśniki z ketchupem i kakao?
Chłopak oprzytomniał i przełknął ślinę, jego ciocia była bardzo ładną kobietą, miała 33 lata, była pielęgniarką i rozwódką, miała też siedmioletnią córkę, która pewnie była teraz w szkole. Kaza to nawet cieszyło, nie musiał zakładać sukienek, ani wytrzymywać tego jak dziewczynka by go malowała kosmetykami mamy.
- Nie. To znaczy tak! Nie do końca… Zerwałem się z lekcji z moim przyjacielem…
- Z Atasuke tak?- przerwała mu.
- Tak, no i…
- Może on też chce naleśniki?
- Ciociu…
- Co? A może chcesz ogórka? Albo bitą śmietanę, albo rogalika z miodem. Mam też zupę pomidorową…
- Ciotka! Słuchaj mnie do końca, a nie nadajesz jak wolna Europa.
- No to mów, nie zabraniam ci.
Kaz zrobił face palm i wskazał na drzwi:
- Dwór. Trawa. Atasuke. Leży. Ręka. Krew. Już!
- Dlaczego nie mówiłeś od razu?!
- Bo mi nie dałaś!
- Mój drogi panie, o takich sprawach, mówi się od razu, a nie żąda się ogórków!
- Ja nie chciałem ogórków!
- To po co tu przyszedłeś?
- Atasuke!- Kaz krzyknął.
- AAA no tak!- ciocia machnęła rękami i pobiegła do kuchni, Kaz miał nadzieję, że nie poszła po bitą śmietanę. Na szczęście kobieta wyleciała z pomieszczenia z apteczką. Razem wyszli z domu i udali się tam, gdzie Kaz zostawił przyjaciela, gdy tylko chłopak zauważył wojownika śmierci leżącego na wznak na trawie to przeszły mu ciarki po plecach. Do głowy przyszła mu najgorsza myśl: „Nie żyje, najpierw stracił przytomność, potem umarł w powolnej agonii, a czyja to wina? MOJA. A dlaczego? Bo MAM pojebaną ciotkę. A co ciotka ma? Ogórki.”
Kaz podleciał do przyjaciela i uklęknął przy nim wpatrując się w jego twarz:
- Atasuke! Żyjesz? Powiedz coś i nie idź w stronę tęczy! Nie wsiadaj na jednorożca!
- Kaz..- mruknął leżący chłopak.
Przyjaciel złapał jego rękę myśląc, że Sensinoshi właśnie umiera i to będą jego ostatnie słowa.
- Tak? Mów, zrobię wszystko by twoje ostatnie życzenie się spełniło.
Atasuke otworzył oczy i spojrzał się na Kaza jak na idiotę:
- Durniu ja nie umieram, mrówki mi do spodni włażą, pomóż mi.
Ciotka podczas rozmowy chłopców, podbiegła do nich i przyglądała się całej tej sytuacji, widziała dwóch durnych siedemnastolatków, jeden z nich był ranny, a drugi wierzył, że ten umiera. Widziała też prawdziwą przyjaźń, niewidoczną gołym okiem, ale potężną i silną, zakręciła jej się łezka w oku, ona nie miała szczęścia spotkać swojego prawdziwego przyjaciela, zazdrościła swojemu bratankowi:
- Kaz, zanieś go do domu.- uśmiechnęła się.
Wstała i podreptała do budynku, zilustrowała wzrokiem ranę, nie była aż tak poważna, bardziej martwiła się tym, że Atasuke stracił zbyt dużo krwi, to dlatego tak źle się czuł.
  Kaz pomógł wstać przyjacielowi, chłopak źle się czuł, kręciło mu się w głowie i było mu słabo, przyjaciel zarzucił mu zdrową rękę na swoje ramię i pomógł iść.
- Kaz..
- No?
- Mrówki.- Atasuke skrzywił się i pożałował, że jednak nie przesunął się z tego mrowiska.
- Mam ci w spodniach grzebać?!
- One mnie zaraz zjedzą żywcem! Kaz ratuj!
Chłopcy jakimś cudem weszli do domu, ciocia była w kuchni i przygotowywała miejsce do „operacji”, gdy ujrzała chłopców to szeroko się uśmiechnęła i zrobiła gest w stylu „Zapraszam”, lecz oni nie zatrzymali się tylko podążyli do łazienki. Osobnicy siedzieli tam z dziesięć minut, co chwila było słychać krzyki i odgłosy czegoś co spadało lub się tłukło. Kobieta siedziała na krześle i wpatrywała się w drzwi do łazienki mając nadzieję że chłopcy aż tak nie zdemolują jej łazienki i do tego zastanawiała się co oni tam dokładnie robią…

Gdy tylko chłopcy weszli do łazienki Atasuke zaczął klepać się po tyłku próbując wytrzepać mrówki, ale te małe cholery trzymały się jak rzepy.
- Zdejmuj gacie!- krzyknął Kaz.
Chłopak pospiesznie zaczął zdejmować spodnie, strącił przy tym jakiś szampon, który wpadł do wanny. Ze spodni zaczęły wyłazić mrówki, które potem błądziły po podłodze, Kaz skakał by zabić ich większość i przy okazji uniknąć mrówczej potęgi. Atasuke nadal się trzepał, tylko, że teraz w wannie bo wszedł tam, uznając, że to najbezpieczniejsze teraz miejsce.
- Ile ty tego tam miałeś?!- Kaz zrzucił szklankę, która rozsypała się na podłodze.
- Tyle ile pełza po podłodze!
- Cukier w gaciach miałeś czy co?!
- Kaz niedobrze mi chyba będę rzygać…
- Co?! Na mrówki! Albo nie! Do kibla! Powstrzymaj się jakoś!
Atasuke sięgnął do zlewu by napić cię wody, gdy odkręcił kurek to Kaz go popchnął (unikając mrówek) i oboje się wywalili, a kran wręcz wystrzelił, robiąc fontannę.
- Kaz rozjebałeś kran!
- Ja?! To przez tą twoją siłę i mrówki!
Woda tryskała na całą łazienkę, było jej pełno na suficie, na ścianach i na podłodze, pływały w niej martwe, i żywe jeszcze mrówki. Chłopcy pozbierali się, nie obawiali się już mrówek, gorsza teraz była woda wytryskująca z urwanego kranu. Atasuke usiadł na brzegu wanny próbując zapanować nad nudnościami i kręceniem się w głowie, czuł, że jest coraz bardziej słaby. Przyłożył sobie mokrą rękę do czoła, myśląc, że chociaż trochę mu to pomoże. Kaz w tym czasie tamował wodę ręcznikiem.
- Zakręć zawór…- mruknął Sensinoshi.
Kaz posłusznie to zrobił i woda przestała lecieć, lecz cała łazienka była zalana. Szybko więc złapał ręczniki, wytarł nimi podłogę i wyrzucił je przez okno.
- Dlaczego je wyrzuciłeś?- zdziwił się chłopak siedzący na wannie.
- A wolałeś bym je tutaj zostawił?
- To bez sensu.- powachlował się.- gorąco mi…
- Chodźmy stąd. Ale najpierw załóż spodnie…
Chłopak włożył spodnie i oboje wyszli ze zdemolowanej łazienki, Atasuke podtrzymując się ściany wolno poczłapał do kuchni gdzie czekała już od jakiegoś czasu pielęgniarka. Chłopak usiadł na krześle i zdjął koszulkę by kobiecie było lepiej opatrzyć ranę. Gdy tylko Kaz wyszedł z łazienki to zesztywniał, zobaczył bowiem plecy swojego przyjaciela, niby nic niezwykłego, ale Atasuke miał na plecach jednego wielkiego siniaka, jakby ktoś wylał na niego fioletową farbę:
- O matko…- jęknął zdębiały od widoku chłopak.
- No wiem, mam nieźle wyrzeźbioną klatę, ale nie musisz się podniecać.- Atasuke próbował być śmieszny.
- Nie o to mi chodzi, twoje plecy są całe filetowe!
Pielęgniarka w Tyma czasie dezynfekowała i zaszywała ranę chłopaka, jakoś nie dochodziło do niej to co teraz mówił jej bratanek. Zabandażowała wojownikowi rękę i szeroko się uśmiechnęła.
- Będzie dobrze, straciłeś trochę krwi, ale rana szybko ci się zagoi.
- A te plecy?- wtrącił się Kaz.
Kobieta wstała i spojrzała na plecy Atasuke.
- O mój Boże… Jak tyś to zrobił?
- Dwa razy walnąłem o beton…- mruknął tak by go nie było słychać.- Napadli mnie, rozcięli mi też rękę.
- Kto cię napadł?
- Pedały!- prychnął Kaz.- Chcieli go zgwałcić, ale go uratowałem!
Ciotka wywróciła oczami, schowała przyrządy pierwszej pomocy i otworzyła lodówkę.
- Na tego siniaka nic nie poradzę, chcecie coś do jedzenia? A w ogóle dlaczego jesteście tacy mokrzy? W wodzie się pluskaliście?
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i woleli nie odpowiadać na pytanie, kobieta przecież i tak niedługo się sama dowie.
- Naleśniki.- Kaz też usiadł przy stole, a Atasuke założył koszulkę.
- Nie ma.
- Ogórki?
- Nie ma.
- Bita śmietana? Kakao? Zupa?
- Nie ma… Są serki mojej córki, chcecie?
Kaz uderzył czołem o stół, a Sensinoshi się uśmiechnął.
  Niedługo potem pałaszowali serki „Danonki” i śmiali się z różnych tekstów Kaza, o dziwo ciocia zachowywała się bardzo swobodnie, mogłoby wydawać się, że ma 17 lat, a nie 33. Atasuke później położył się spać, czuł się całkiem bezpiecznie, w dużym łóżku było mu wygodnie i ciepło. Marzył tylko o odpoczynku, ale musiał zrobić jeszcze jedną rzecz. Wyjął z kieszeni spodni odłamek maski, przyglądał mu się jakiś czas, aż on nagle się odnowił. Atasuke się uśmiechnął i zasnął.

-----------------------------------------------
Chłopcy umieją wszystko rozjebać i do tego odkryliśmy mroczną tajemnicę Kaza! Wciąga oranżadę w proszku! Cóż w rozdziale nic się nie ma żadnej akcji dlatego chciałam by był bardziej zabawny. Komentujcie i oceniajcie :) 

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział, oby więcej jednorożców! :D Widzę że Kaz stoi po tęczowej stronie mocy..

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio? Więcej jednorożców? Oby nie, nie znoszę opowieści w typie "rzygam tęczą". Według mnie jest dobrze tak jak jest;)Dlatego ta opowieść tak mnie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chodziło mi tu raczej o ogólne wątki humorystyczne, a nie o same jednorożce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, nie tak trudno się skapnąć. Apropo muszę cię spytać czy wiesz może jak dodać komentarze na tym blogu do którego link masz na profilu. Bo strasznie mi się spodobał, a mam z nim mały problem

      Usuń
    2. Hmm? A którego, mogę wiedzieć? Bo mam ich wiele..

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń