- Na świętego patatatajacza!
Atasuke parsknął i przeciągnął się:
- Kaz, śmierdzisz zgnilizną.- powąchał swoją koszulkę.- W
sumie to ja też.
- To przez to, że poszliśmy spać w mokrych ubraniach.
- Twoja ciocia odkryła łazienkę?
- Jeszcze żyjemy więc chyba nie…- chłopak też usiadł na
łóżku i uśmiechnął się do Atasuke.- Dobrze, że z tobą jest już wszystko okej,
nawet nie wiesz jak się martwiłem.
Chłopakowi zrobiło się cieplej na sercu, miał kogoś dla kogo
walczył, oczywiście do tych osób zaliczał też swoją siostrę.
- Oi Kaz…
- No?
- Pamiętasz jak rano podczas walki kazałem ci liczyć czas?
Robiłeś to?
- A no robiłem, walczyłeś jakieś 31 minut i maska ci pękła…
Atasuke głośno westchnął, wiedział, że nie walczył wtedy z
Terionem przez 61 minut, to było wręcz niemożliwe by pojedynek trwał tak długo,
a więc wniosek był z tego taki, że przy słabym przeciwniku miał kontrolę nad
maską tylko przez 31 minut, nie umiał długo skupiać się na dwóch rzeczach na
raz, a, by utrzymać maskę w całości potrzeba było siły i maksymalnego
skupienia. Ciekawe co będzie jak będzie walczył z silnym przeciwnikiem.
Wiedział jedno, musiał ćwiczyć skupienie za wszelką cenę, od tego zależało
życie jego i jego najbliższych. Chłopak wstał i schował maskę do plecaka, który
leżał na krześle pod ścianą, dopiero teraz dokładniej przyjrzał się temu
pokojowi. Ściany były pomalowane bardziej kremową bielą i wisiały na nich
wesołe obrazki, które prawdopodobnie były namalowane przez córkę kobiety. Na
środku pokoju stało duże dwuosobowe łóżko z baldachimem, a po dwóch stronach
tego łóżka były postawione stoliki nocne. Naprzeciw łóżka stała duża stara
szafa która dawała uroku pomieszczeniu. Jedna ściana była przeznaczona tylko na
okno, na parapecie stały ładne kwiatki które dziwnie pobłyskiwały w promieniach
słońca. Teraz Atasuke naprawdę czuł się jak u babci, brakowało tylko rudego
kota, który zawsze łaził za jego siostrą i tylko czasami siadał na kolanach
chłopaka. Kaz zabrał się za ścielenie łóżka które wyglądało jak pobojowisko,
niektóre poduszki leżały na podłodze, a kołdra była wygnieciona i zwinięta.
- Kaz musimy wracać do domu, zanim się twoja ciocia dowie o
łazience…
- No wiem, ale gdzie pójdziemy? Lekcje kończą się za jakieś
dwie godziny.
- Do mnie, matka zostaje dzisiaj dłużej w pracy, więc luz.
Kaz uśmiechnął się promiennie i skończył jako tako ogarniać
łóżko. Chłopcy razem wyszli z pokoju i powędrowali do kuchni gdzie siedziała
pielęgniarka i czytała jakieś romansidło. Gdy tylko zauważyła jak chłopcy
weszli do pomieszczenia i usiedli przy stole wpatrując się, a to w siebie, a to
w lodówkę to uśmiechnęła się promiennie:
- Chcecie coś do jedzenia chłopcy? Może zupy, albo rogaliki?
- Ale nie było zupy…- Kaz zmarszczył czoło.
- A no tak! To może coś innego?
- Nie, dziękujemy, my chyba już będziemy szli…- Atasuke
zaczął.
- Szli? Możecie zostać, niedługo będę musiała iść po Arikę,
ucieszy się, że jesteście.
Kaz zrobił przerażone oczy, lubił córkę swojej cioci, była
zabawna i miła, ale trochę uciążliwa, zawsze gdy przychodził do cioci i Arika
była w domu, to nie odstępowała go na krok, pokazywała mu zabawki, wchodziła mu
na barana, robiła makijaż, siadała na kolanach lub karmiła. Kaz uważał, że jest
mistrzowską nianią i lubi dzieci, ale na dłuższą metę dziewczynka robiła się
natrętna.
- Dziękujemy ci za wszystko ciociu, ale mamy jeszcze parę
spraw do załatwienia.
Kobieta westchnęła z uśmiechem na ustach, odłożyła książkę
na stół i podniosła się. Potem podeszła do szafki i wyjęła z niej plastikową buteleczkę
i opatrunki:
- Proszę Atasuke, to dla ciebie.- podała mu to co miała w
ręku- Kaz mówił, że nie masz apteczki, poproś siostrę, albo mamę by pomogły ci
w zmianie opatrunku.- podeszła do lodówki i wyjęła z niej serki „Danonki”- i
jeszcze to, jedz je i pij dużo mleka, to dobrze działa na kości.
- Ale… Ja nie mam złamanej ręki…
- Nie? A no tak… Ale i tak je weź, będziecie mieli co zjeść
po drodze.
Chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością, polubił tę kobietę,
była miła i zabawna, ogólnie cała rodzina Kaza był bardzo wesoła, mogłoby się
wydawać, że nie zauważali problemów, a jak już jakieś były, to starali się za
wszelką cenę rozluźniać atmosferę wygłupami.
- Dziękuję pani za wszystko, naprawdę.
- Proszę bardzo, przychodźcie kiedy chcecie, ale wolałabym
żebyście nie uciekali ze szkoły. No, jak maicie iść to idźcie, muszę sobie
wziąć prysznic.
Chłopcy popatrzyli na siebie z przerażeniem, jak najszybciej
wstali i ruszyli do wyjścia, Atasuke w rękach miał te wszystkie serki i
opatrunki, a Kaz go jeszcze popychał. Wypadli na zewnątrz i czym prędzej
ruszyli chodnikiem, nie odeszli daleko gdy z domu cioci było słychać krzyk:
- KAAAAAAAAAAZZZ!!!!!!
Widocznie ciocia odkryła łazienkę….
Chłopcy rzucili
się pędem do przodu, biegli śmiejąc się:
- Ciekawe gdzie będzie szukać ręczników.- zaśmiał się
Atasuke.
- Ciekawe gdzie znajdzie ten urwany kran.
- A gdzie go wsadziłeś?
- A jak myślisz? Do kibla wrzuciłem, tylko tam się mieścił,
bo szkoda mi okna było.
- Co? Serio? Jesteśmy wredni.- zwolnili bo byli
wystarczająco daleko od domku.- Ona nie będzie nas chciała znać.
- Oj tam, oj tam, nie raz jej robiłem rozróbę w chałupie.
Kiedyś z kuzynem wyrzuciliśmy jej lodówę przez okno.
Atasuke wybuchł śmiechem bo właśnie wyobraził sobie tę
scenę, z Kazem zawsze była świetna zabawa. Chłopak poczuł, że przesadził z
biegiem jak na swój stan, zaczął dyszeć i jeszcze bardziej zwolnił. Musiał się
dzisiejszego dnia oszczędzać.
- At jak się czujesz?
- Zmęczyłem się, dziwne nie? W normalnym stanie mógłbym
przebiec jakieś dziesięć kilometrów.
- Pewnie teraz więcej, przez tą maskę stałeś się
wytrzymalszy i w ogóle masz więcej mięśni. Weź mi ją pożycz, poderwę jakąś
laskę.
- Tylko, że ta maska działa tylko na mnie, Eri dzisiaj
przyłożyła sobie ją do twarzy i nie zmieniła się.
Szli sobie jakiś czas w milczeniu, Kaz nie chciał prosić
przyjaciela by się zmieniał w wojownika śmierci, bo jeszcze miał wyrzuty
sumienia po tym jak go zmusił przed pójściem, a raczej poleceniem do cioci,
zaproponował więc, że pojadą na gapę autobusem, nie miał zamiaru patrzeć jak
jego najlepszy przyjaciel tak szybko się męczy. Wtedy zauważył, że Atasuke
nadal niesie w łapach te wszystkie opatrunki, widocznie był tak pogrążony w zamyśleniach,
że zapomniał o nich. Kaz odebrał mu to co dostał od cioci, schował do plecaka,
a potem założył na swoje plecy. To on dzisiaj miał być bardziej obciążony, a
nie Atasuke. Przyjaciel patrzył się na niego ze zdziwieniem, stali teraz na
przystanku i czekali na autobus:
- Co się tak troszczysz? Nie wygłupiaj się, nie jestem jakiś
niedołężny, mogę nieść plecak.
- Ale ja chce sobie ponosić, to moja misja którą dostałem od
magicznego gnoma.
- Co?
Kaz zaśmiał się:
- A tak na serio, to po prostu nie chce byś się przemęczał.
- Nie jestem zmęczony.- Atasuke zmarszczył czoło.
- Widzie to po twoich oczach, chcesz serka?
- Nie, może później.
Atasuke był wdzięczny Bogu za to, że ma takiego przyjaciela,
takiego głupiego idiotę, który martwił się o niego i nie zostawił go przy
pierwszej lepszej okazji, przecież gdyby nie Kaz, to on by sobie sam nie
poradził, może nie wykrwawiłby się na śmierć, ale rana mogłaby zacząć się
babrać i w ogóle byłoby nieprzyjemnie. Autobus przyjechał, chłopcy wsiedli do
pojazdu i usidli gdzieś z tyłu, Atasuke siedział przy oknie i gdy tylko autobus
ruszył to dostał mdłości, zwykle nie miał choroby lokomocyjnej, ale w takim
stanie jakim był teraz to wszystko było możliwe.
Kaz trzymał plecak
na kolanach, co chwila spoglądał na przyjaciela. Wydawało mu się, że chłopak
przybrał jakieś zielone barwy, ale to pewnie tylko mu się wydawało, nagle
zobaczył, że Atasuke zamyka oczy, prawdopodobnie zasypiał, Kaz lekko się
uśmiechnął i lepiej ułożył na twardym siedzeniu.
Atasuke czuł się
coraz bardziej senny, nie dość, że było mu niedobrze to jeszcze chciało mu się
spać, czuł co chwila na sobie spojrzenie przyjaciela, ale nie reagował na to,
oglądał przez okno jadące samochody i ludzi którzy wolno spacerowali po
chodnikach. To wszystko tak go uspokoiło, tak się w tym zatracił, że nie
zauważył kiedy jego głowa bezwładnie opadła na szybę i zasnął.
Kaz nie miał serca
budzić przyjaciela, ale musieli wysiadać, więc lekko go szturchnął, lecz to nie
podziałało Atasuke spał jak zabity. Kaz musiał sięgnąć po ostrzejsze środki bo
zbliżali się do przystanku, nie miał
niestety zimnej wody, serków nie chciał marnować, nie chciał również go uderzyć
bo był w stanie w takim jakim był. Zatkał więc mu nos. Chłopak momentalnie się
obudził łapczywie łapiąc powietrze, gniewnie spojrzał się na Kaza, a ten
odpowiedział mu szczerym uśmiechem:
- Wstawaj śpiąca królewno, wysiadamy.
Atasuke nie odpowiedział tylko chwiejnie wstał, strasznie
chciało mu się spać. Wysiedli z autobusu i ruszyli w stronę domu wojownika
śmierci. Gdy tylko weszli do pomieszczenia do ich uszu dobiegła muzyka lecąca z
radia. Kaz pomyślał, że to mama jego przyjaciela i jakoś odruchowo się schylił,
drugi chłopak jednak wiedział, że to jego siostra buszowała w domu. Sensinoshi
wyłączył radio i zawołał:
- Eri! Jesteś?!
Odpowiedział mu dźwięk zbiegania ze schodów, po chwili
ujrzał swoją siostrę biegnącą w jego kierunku, a potem wieszającą mu się na
szyi:
- Atasuke! Dlaczego was tak długo nie było?! Martwiłam się!
- To przez mrówki.- zaśmiał się Kaz.
Eri odkleiła się od brata i zabawnie spojrzała na
przyjaciela:
- Znów wymyślasz?
- Nie! To prawda!- chłopak pokazał jej język.
Atasuke usiadł na kanapie:
- Znalazłaś coś w tej bibliotece?
Siostra i przyjaciel przyłączyli się do niego, Kaz wyciągnął
serki z plecaka i każdemu rozdał. Eri zaczęła mówić:
- No niestety w bibliotece nic nie znalazłam, nawet słowa
Shinigami, pomyślałam więc, że albo to jakaś bujda, albo temat jest surowo
zakazany prze kościół.- Atasuke już chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu
nie dała.- Pierwszy pomysł szybko odrzuciłam, no bo ty jesteś żywym dowodem na
to, że to prawda, uznałam więc, że pójdę do kościoła. Kościół w naszym
miasteczku to jeden z najstarszych kościołów w kraju.
- I co? Z księdzem gadałaś?- Kaz parsknął.
- Nie, myślałam, że w kościele będą jakieś stare księgi, no
i nie myliłam się. Mam księgę o Shinigami.
- Poczekaj, czy chcesz mi powiedzieć, że zajebałaś książkę z
kościoła?!- Atasuke przestał jeść serek i popatrzył się złowrogo na Eri, ta
lekko się uśmiechnęła.
- No musiałam, ale nawet nie wiesz ilu rzeczy się
dowiedziałam. Zacznijmy od Akushi, ich jest co najmniej stu, lecz wszyscy
słuchają się rady siedmiu, czyli siedmiu najsilniejszych. Akushi chcą połączyć
świat zmarłych ze światem żywych. Z nimi walczą Shinigami, czyli bogowie
śmierci, oni chcą by było tak jak teraz, czyli żeby te dwa światy były
rozłączone, u nich też jest rada siedmiu, ale oni raczej nie biorą udziału w walkach.
- To kto walczy?
- Shinigami utworzyli dziesięć oddziałów, każdy oddział ma
dowódcę, no i w jednym oddziale jest do 10 bogów śmierci.
- To wychodzi na to, że Shinigami jest więcej…
- No tak, ale Akushi są silniejsi, dlatego bogowie śmierci
wzięli sobie do pomocy Sensinoshi, czyli wojowników śmierci, oni mają zadanie
wytępić radę siedmiu Akushi. Ogarniacie?
- No mniej więcej…- Atasuke ułożył się wygodniej na kanapie.
Kaz wpatrywał się w serek i nie wiadomo czy słuchał czy nie.
Tak naprawdę martwił się, cała ta sytuacja go przerosła, nie miał już dziś siły
na nic, gdy słuchał tego wszystkiego o tych gościach i wyobrażał sobie swojego
przyjaciela walczącego z nimi, to aż mu się słabo robiło.
Atasuke zaś kompletnie się nie przejmował ilością wrogów, chciał
zacząć ich wybijać. Eri skończyła jeść swój serek i postawiła pusty kubeczek na
stoliku.
- A gdzie są ci Akushi i tak dalej?- Kaz w końcu się
odezwał.
- Akushi przesiadują w świecie zmarłych i przechodzą do
świata żywych, Shinigami są w świecie żywych i są normalnymi ludźmi, a
zmieniają się za pomocą duchowej energii, potrafią też przechodzić do świata
zmarłych. Sensinoshi zamieniają się za pomocą masek w których są duchy, możesz
być zmieniony ile chcesz tylko musisz potrafić kontrolować ducha, a czym potężniejszy
duch tym trudniej.
Kaz odłożył pusty kubeczek na stolik i wyjął maskę z
plecaka, przyglądał się jej jakiś czas, miał jej za złe to tak namieszała w
życiu. Z całego serca chciał jej się pozbyć:
- No to jest już wszystko wiadome- oddał maskę właścicielowi-
Ja musze już spadać, mózg mi się przegrzewa przez ten dzień.
Atasuke zaśmiał się i odprowadził przyjaciela do wyjścia,
pożegnali się męskim uściśnięciem dłoni i wrócił do siostry:
- Zmienisz mi opatrunek?- Eri przytaknęła i sięgnęła po
plecak, gdzie były bandaże.- Wiesz może jak się nazywają części garderoby
Sensinoshi?
Chłopak usiadł na poprzednim miejscu i zdjął koszulkę
ukazując wydatne mięśnie. Eri na początku przeraziła się siniaka na plecach,
który o dziwo już zaczynał znikać, potem zabrała się za zmienianie bandaży:
- A no wiem, gdy się zmieniasz, to na tyłku masz hakama, a
na plecach masz męskie kimono, wpuszczone w te szerokie gacie. Wszystko
oczywiście w czarnym kolorze przepasane białymi pasami, Shinigami są ubrani
podobnie ale jeszcze na kimono mają montsuki haori jacket czyli taką jakby
narzutę. Ej.. Ta rana prawie ci się zagoiła…
- Co?!- Atasuke zobaczył swoją ranę, szwy które miał
założone rano prawie się rozpuściły, a rana mimo że trochę brudna od krwi
prawie był już zagojona.- Rany mi się szybciej goją..
- I w ogóle masz jakoś więcej mięśni…
Chłopak ziewnął, Eri szybko przemyła ranę i ponownie
zabandażowała.
- Idź spać braciszku.- uśmiechnęła się.
Atasuke tak właśnie chciał zrobić, wolnym krokiem poczłapał
na górę, wszedł do swojego pokoju i otworzył okno, bo było duszno. Przebrał się
w swoją pidżamę, czyli czarne bokserki i wskoczył do łóżka. Jeszcze raz głośno
ziewnął, opatulił się szczelnie kołdrą i bez obaw, i zmartwień zasnął.
---------------------------------------
Rozdział mi się strasznie nie podoba, jest nudny i nic się nie dzieje, ale chciałam wam w końcu wyjaśnić o co chodzi z Sensinoshi, Shinigami i Akushi. Obiecuję, że następne rozdziały będą lepsze. I jeszcze jedno, chciałam wam powiedzieć, że miasteczko w którym mieszka Atasuke jest wymyślone przeze mnie i wiem że strasznie zalatuje japońszczyzną, ale to nie moja wina, że się mang naczytałam... XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz