9. Trening, trening, trening i jeszcze raz: arbuz.


  Od śmierci Różowego minął jakiś tydzień, w tym czasie Atasuke bardzo dużo trenował i siedział w domu z powodu kary. On i Kaz naprawili ścianę, ale oczywiście przy naprawianiu musieli się wygłupiać i teraz muszą naprawić kolejną ścianę. Eri nie wspominała już wcale o chłopcu, który jej dokucza, gdy wracała do domu to od razu biegła na górę i czytała książkę o Shinigami i Akushi. Atasuke ostatnio też coraz mniej kłócił się z matką. Wszystko wyglądało pięknie i ładnie dopóki nie nadszedł ten dzień.
  Sobota rano, była zła pogoda, deszcz lał jak z cebra. Kaz przyszedł do swojego przyjaciela z genialnym planem:
- Oi! At! Rusz tu swoją dupę!- krzyknął w wejściu.
- Kaz! Nie drzyj się jak stare gacie!- skarciła go mama Atasuke oglądająca telewizję.- Idź do niego na górę.
- Nie da rady pani D, jestem cały mokry, pada jak nie wiem co.
- To gdzie ty z nim chcesz iść, on ma karę!
- Spokojnie, pójdziemy tylko do ogródka..
Usłyszał westchnienie.
- A tylko się przeziębcie to obojgu będę wsadzać czopki w dupy.
Kaz się zaśmiał, ale nie zdążył odpowiedzieć bo Atasuke zszedł po schodach. Już wczoraj umawiali się na jakiś trening specjalny, ale At nie wiedział dokładnie o co chodzi. Założył kurtkę na plecy i wyszli na dwór. Kaz miał ze sobą puszkę i deskę. Położył je na trawie, tak, że deska leżała na puszce:
- Właź na to.
- Po co?
- To trening na to, byś umiał się skupić na wielu rzeczach na raz.
- No dobra…- mruknął z niechęcią i wlazł na deskę.
 Atasuke czuł się jak na desce surfingowej, albo nawet lepiej, musiał się nieźle skupić by nie stracić równowagi, stał na tym może pięć minut gdy coś ciężkiego go uderzyło i upadł na mokrą trawę. To coś leżało obok niego całe rozwalone, a Kaz nie mógł wytrzymać ze śmiechu:
- Mówiłem że masz się skupić na wielu rzeczach!- powiedział przez śmiech.
- Nie spodziewałem się, że rzucisz we mnie arbuzem!
- Hahahaha! O Boże nie mogę wytrzymać!
Atasuke zgarnął większy kawałek połamanego arbuza i rzucił w przyjaciela, Kaz dostał w głowę i też upadł. Teraz oboje turlali się ze śmiechu.
- Właź z powrotem na to.
- O nie, nie pozwolę rzucać w siebie owocami.
- To jaki masz lepszy pomysł na trening?
Nie miał pomysłu, niby trenował dużo, ale nie miał pojęcia czy te treningi mu coś pomogą. Czasem zmieniał się w Sensinoshi i trenował w lesie na jakiś drzewach, dzięki temu wymyślił trzy techniki, ale czy były mocne? Według niego tak. Ale nie miał bladego pojęcia czy zrobią krzywdę jakiemuś Akushi’emu. Podniósł się i otrzepał, chociaż to nie dało większych rezultatów, był cały mokry, ubłocony i w kawałkach arbuza.
- Kaz, będziesz mi prał ciuchy do cholery.
Kaz też się podniósł:
- Co ja mam powiedzieć?- wypiął się do przyjaciela pokazując zadek.- Całą dupę mam brudną! Właź na tą deskę.- wskazał swój wynalazek.
- O nie, nie. Wymyśl coś lepszego.
Kaz westchnął jak stary cap któremu nie smakuje to co właśnie dostał do jedzenia, a potem podrapał się po głowie:
- Too może zmień się i dopiero wtedy na to wejdź? Owoce będziesz ciąć mieczem.
Atasuke zastanowił się chwilę, to nie był aż tak głupi pomysł, potrenowałby, a z pokrojonych owoców można by było zrobić sałatkę… Tylko był jeden problem, jego matka Mari mogła go zauważyć, a wtedy… Nawet nie chciał myśleć co by się wtedy stało. Byłaby apokalipsa lub trzecia wojna światowa. Na pewno kazałaby jakimś cudem zwrócić maskę i przeprosić za kłopoty. Te matki czasem myślały tak prymitywnie…
- Nie mogę, bo matka zobaczy.- zrobił minę w stylu „Kaz, śmierdzisz”.
- Powiedziałem jej, że będziemy w ogródku, to może chodźmy do twojego pokoju…- zrobił minę w stylu „Sam śmierdzisz idioto”.
Nagle zerwał się bardzo silny wiatr, a deszcz stał się gęstszy i zimniejszy. Zdezorientowani chłopcy myśleli tylko i wyłącznie o ucieczce na ganek, ale usłyszeli przeraźliwy kobiecy rechot:
- Nie tak szybko kociaki.
Oboje odwrócili się i ujrzeli w powietrzu dziewczynę, miała może dwadzieścia lat i burzę czerwonych włosów. Była ubrana w skąpą szarą sukienkę, pończochy i połyskujące buciki, a na dłoni miała wytatuowaną cyfrę 6. Na jej twarzy widniał wielki uśmiech, a w ręku dzierżyła jakby wielką igłę.
  Kaz wywiesił język do samego pasa, a jego serce mocniej zabiło:
- Ale laska! Zakochałem się! Piękna! Jestem twoim księciem, a ty mą księżniczką!- krzyczał.
Akushi zachichotała i rzuciła w nich swoją igłą. Broń z wielkim impetem wbiła się w ziemię, z daleka mogłoby się wydawać, że jest ona dosyć mała i lekka, z bliska zaś było widać że jest ciężka, masywna, wielka i oczywiście bardzo ostra. Chłopcy z wielką zwinnością uniknęli ciosu. Dziewczyna wyciągnęła rękę przed siebie i igła wróciła do jej dłoni.
- Następny Akushi…- mruknął At i pobiegł po swoją maskę która leżała na ganku, wychodząc na dwór z Kazem położył ją tam, tak na wszelki wypadek.
Atasuke założył  maskę i efektownie zmienił się w Sensinoshi.
  Uniósł się nad ziemię ignorując krzyki Kaza (Zostaw ją! Nie krzywdź tej pięknej istoty!) i mając nadzieję, że jego matka niczego nie zauważy. Dziewczyna oglądała to wszystko z wielkim rozbawieniem, to właśnie z tym pajacem miała walczyć? Atasuke nie miał zamiaru cackać się z tą babą, gdy znalazł  się naprzeciwko niej machnął parę razy kataną, tworząc czarne smugi. Dziewczyna jednak zwinnie je ominęła i zaczęła się śmiać. Jej piskliwy głosik działał na nerwy chłopakowi, podleciał do niej bliżej i zamachnął się by odciąć jej rękę. Akushi zablokowała ostrze swoją igłą.
- Żeby atakować kobietę? Wiesz ty co… Nie ładnie.
Pod maską Sensinoshi pojawił się łobuzerski uśmieszek, to właśnie planował. Z miecza wręcz wylała się energia, czarne macki oplotły kobietę i zaczęły ją ściskać. Dziewczyna najpierw spanikowała, potem jednak zaczęła przeraźliwie piszczeć.
  Chłopak poczuł jak pulsuje mu mózg, czuł się jakby ktoś wkładał mu do uszu tysiące igieł. Skulił się i zasłonił głowę rękoma, dlaczego ta baba nie przestawała piszczeć? Przecież już ją puścił. Niech ona zamknie tą mordę. Wtedy nastała cisza i coś go uderzyło z taką siłą, że poleciał do tyłu zatrzymując się dopiero na drzewie, które rosło w jego ogródku. Atasuke potrząsnął głową by zaczął widzieć normalnie i spojrzał się w górę.
- Mam nadzieję, że drzewo się nie złamie, bo matka mnie zabije…
I wtedy usłyszał świst i w ostatniej chwili uskoczył unikając potężnej igły czerwonowłosej, jej broń przebiła drzewo na wylot. Wojownik skorzystał na tym, że jego przeciwniczka stara się wyciągnąć broń i ponownie uderzył. Obrócił się parę razy i efektownie uderzył w kobietę czarną kulą. Dziewczyna znów zaczęła piszczeć, jednak jej twarz bardziej się przy tym rozciągnęła. Atasuke znów się skulił.
- Cholera jasna!- krzyknął i poczuł, że leci w dół, a Akushi go dusi.
Jednak kobieta była od niego drobniejsza i z łatwością rzucił ją tak, że poleciała co najmniej 20 metrów od niego. Kaz podczas tej przepychanki przeczołgał się na ganek i obrał sobie pomarańcze. Co jakiś czas pokrzykiwał, że Atasuke to gnój itd, ale w skupieniu oglądał walkę.
  Sensinoshi podniósł się czym prędzej i podbiegł do czerwonowłosej, zamachnął się i wbił jej katanę w nogę. Czarna energia wlała się do organizmu dziewczyny, powoli rozrywając jej ciało. Od teraz nie będzie żałował. Na pewno.
  Szósta machała rękoma, wiła się i piszczała, udało jej się kopnąć Atasuke i ten odleciał na jakiś kawałek. Czuła ogromny ból, a z ust i oczu wylewała jej się moc tego chłopaka. Wyjęła katanę ze swojej nogi i rzuciła ją daleko od siebie. Z trudem się podniosła i sięgnęła po swojego asa, otworzyła swoją buzię jak najbardziej mogła i zaczęła krzyczeć, niewyobrażalny pisk kuł ciało jak piła mechaniczna.
  Atasuke padł na ziemię i zaczął zwijać się z bólu, wiedział, że długo nie utrzyma maski w całości, więc musiał coś zrobić, tylko co? Zawsze gdy łapał tą babę ta zaczynała piszczeć i on ją puszczał, musiał ją więc jakoś zatkać, tylko jak? Przecież nie może się nawet ruszyć, ten krzyk rozsadzał mu czaszkę, samemu zachciało mu się krzyczeć. Z trudem spojrzał na ganek na którym kulił się Kaz, nie mógł do niego krzyknąć, bo by go nawet nie usłyszał. Zaczął się więc czołgać, powoli, do celu który sobie wybrał. Gdy szósta zobaczyła, że wojownik się czołga, zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. Atasuke jednak się nie poddawał, brnął dalej. Potrzebował tego, bo jeśli nie to, to ten krzyk rozsadzi go od środka, tak jak to on próbował z tą dziewczyną. Już czuł jak mu krew do ust napływa. Dotarł do ganku i podciągnął się na stopień, gdy znalazł się na drewnianej podłodze zaczął ciężko dyszeć, już był tak niedaleko…
W końcu doczołgał się do tego skarbu, ma go w rękach, trzyma go! Ale co dalej, jak nim rzucić?! Trzeba użyć ostatków sił. Podpierając się o belkę uniósł się i wycelował. Raz kozie śmierć. Przelał całą swoją siłę w ręce i cisnął skarbem, który ma przynieść chwałę światu. Skarb leciał, leciał i doleciał, trafił prosto w cel. Wygrana.
  Kobieta zaczęła krztusić się arbuzem, a z oczu leciały jej łzy. Trzymała się za szyję i kaszlała, a przynajmniej próbowała.
  W końcu ta cholera przestała krzyczeć, Atasuke poczuł ulgę, a po uldze przyszedł ból, bolały go wszystkie flaki i głowa, ale to jeszcze nie był koniec. Zrobił kulę energii i cisnął nią w Akushi, widocznie siła pocisku była tak duża, że dziewczyna wypluła arbuza i opadła na ziemię. Wtedy maska chłopaka pękła, a on opadł na podłogę, dyskretnie zgarnął jeden kawałek i schował do kieszeni.
  Nie mogła teraz walczyć, była bezsilna, jedynie co pozostało to ucieczka. Przywołała swoją igłę, która nadal była wbita w drzewo i zniknęła. Tak, jakby wcale jej tu nie było.
  Kaz pomachał głową by dudnienie w uszach ustało, ta kobieta była darem od boga, ale głos miała szatański, położył się i przeturlał do przyjaciela.
- Żyjesz?- mruknął.
W odpowiedzi usłyszał kaszel i jęczenie:
- Wszystko mnie boli…
- To miała być moja żona, a ty ją zabiłeś.
- Gówno nie żona, minuty byś pewnie z nią nie wytrzymał.
- At?
- Czego?
- Kocham cię, wiesz? Jak brata.
- Ta… Ja ciebie też, chociaż od dziś chyba będę wielbił arbuzy.
Zaśmiali się i chwiejnie zaczęli podnosić.
- O stary, ja dzisiaj do domu nie dojdę…
- Możesz nocować u mnie, jutro jest niedziela..
Atasuke złapał się jedną ręką za plecy, a drugą za brzuch. Wyglądał jak stary dziadek. Gdy weszli do domu to od razu przywitał ich krzyk matki, pytała się co robili, że są tak brudni i mokrzy, dlaczego słyszała jakieś dziecięce piski, dlaczego Atasuke wygląda jak stary dziad i ogólnie darła się na nich jak łysa małpa do banana. Chłopcy po wysłuchaniu tych wszystkich lamentów, poczłapali na górę, oboje byli obolali i półprzytomni. Od razu rzucili się na łóżko i poszli spać.

Szedł powoli ciemnym korytarzem w którym wiało chłodem. Co chwila słyszał śmiechy swoich podwładnych, to było żałosne. Za nic nie rozumiał z czego można się śmiać, w tym zasranym życiu. Szedł właśnie do sali w której uwielbiał przebywać, było tam cicho i spokojnie, można było się odprężyć. Szary płaszcz ciągnął się za nim po ziemi, a przy pasie miał masywny miecz. Znów usłyszał śmiech. To naprawdę było żałosne. Westchnął i przyspieszył kroku, ale wtedy natknął się na nią. Leżała przy ścianie i ciężko oddychała, była wręcz na przepaści, umierała, powoli i w agoniach. Podszedł do niej i ukucnął. Nawet się nie uśmiechnął, jego twarz choć przystojna, pozostawała cały czas obojętna i poważna.
- Co tu robisz?- mruknął.
Vivien, bo tak miała na imię czerwonowłosa Akushi zaczęła kaszleć i wypluła trochę krwi.
- Rozumiem.- jego głos znów przerwał ciszę.
Podniósł się i złapał szóstą za włosy, dziewczyna jęknęła, ale nie walczyła. Teraz mężczyzna szedł do swojej ulubionej sali ciągnąc Vivien za włosy. Nawet śmiechy, które wcześniej dało się bardzo często słychać, ucichły. Otworzył z łatwością wielkie drzwi i wrzucił dziewczynę do pomieszczenia, po czym on też wszedł i zamknął z trzaskiem wrota za sobą. Vivien cicho łkała i ciężko oddychała. Mężczyzna wyjął swój miecz z pochwy i podszedł do niej.
- Wiesz czego najbardziej nienawidzę?
Dziewczyna nie odpowiedziała tylko odwróciła wzrok.
- Przypomnę ci.- Złapał ją za włosy i wygiął głowę tak, by patrzyła mu prosto w oczy.- Nienawidzę przegranej.- wbił jej miecz w pierś i usłyszał stłumiony jęk.- I zdrady.- wyjął miecz z jej piersi, razem z bijącym jeszcze sercem.
  Vivien wiedziała, że to się stanie, że on ją zabije, teraz klęczała przy nim i widziała swoje bijące serce przebite ostrzem jego miecza. Z kącika jej ust poleciała strużka krwi, ostatni raz spojrzała przestraszonym wzrokiem na mężczyznę i zamknęła oczy, a jej serce się zatrzymało.
  Mężczyzna puścił włosy martwej kobiety, wytarł miecz o jej truchło i schował miecz do pochwy.
- Ohyda.
Powolnym krokiem podszedł do okna, widok nie był piękny, ale jemu się bardzo podobał. Za oknem było widać czarną pustynię, a niebo było fioletowe, na pustyni czasem można było  znaleźć zielone jeziorka, które śmierdziały kwasem i gnijącym ciałem. Dla niego to był szczyt marzeń.
- Nikt ze mną nie wygra.- uśmiechnął się i przetarł dłonią twarz na której wytatuowana była cyfra 1.

----------------------
Przepraszam, że tak długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale miałam wewnętrzną blokadę :(
Ale już chyba jest wszystko ok XD
Komentujcie i oceniajcie mordki wy moje. Nadal nie wieże, że ktoś czyta to badziewie :P

2 komentarze:

  1. A ja już miałam nadzieję, że to Terion.. :/ ty to przewidziałaś..! I zrobiłaś to specjalnie.. xD
    Rozdział niezły, zwłaszcza podobał mi się ten arbuz.. o tak, arbuzy mają niesamowitą moc.. :3
    P.S wyłącz weryfikację obrazkową

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyłączę, tylko co to jest i jak się to wyłącza XD

      Usuń